Po zakwaterowaniu w hotelu po południu mieliśmy trecking wokół wulkanu. Do wyboru były 3 scieżki, my oczywiście wybraliśmy najdłuższą 5 km. W płaskim terenie to pikuś, ale pod górę mało nie umarłem. Do tego zaczęło padać. Na szczęście dotarliśmy tylko do miejsca gdzie w 1968 r. doszła lawa. Wtedy Arenal po 400 latach wybuchł, zginęło 87 osób. Popioły zniszczyły pastwiska i hodowcy musieli wybić 100 tys. sztuk bydła. W tym miejscu są 2 pamiątkowe kamienie. Dalej szlak jest na szczęście zamknięty i szliśmy najpierw wokół wulkanu, potem wzdłóż jakiegoś jeziorka. Na końcu miał być bar z widokiem na Arenal i piwo. Ale deszcz się wzmógł, zamienił w ulewę, bar był zamknięty, piwa niet i wulkanu nie widzieliśmy całą drogę. Żal tylko naszego miejscowego pilota, który jak zawsze targał statyw z lunetą.
Dobrze, że już wróciłeś z Kostaryki bo przeczytałam właśnie, że władze tego kraju ogłosiły stan wyjątkowy z powodu inwazji niebezpiecznej muchówki
Nie ma sie co przejmować. My byliśmy w Kostaryce od 12 lutego, a stan wyjątkowy ogłoszono już 7 lutego. Żadnych śladów ani sygnałów do ludzi nie było. Na razie stwierdzili ponad 200 zakażeń wśród bydła i jeden u człowieka w marcu.
No a jak przedwczoraj jeden portal wrzucił takiego "newsa", to wszystkie powtarzają. Hieny to urocze motylki przy tzw dziennikarzach.
W tytule relacji napisałem Kostaryka prawie aktywnie. A to dlatego, że oprócz opisywanego programu było sporo fakultetów:
1) rafting po rzece Sarapiquí (dodatkowo płatne ok. 95 USD/os.),
2) baseny geotermalne (dodatkowo płatne ok. 55 USD/os.),
3) canopy tour (ok. 95 USD/os.),
4) rejs po rzece Tarcoles (dodatkowo płatne ok. 60 USD/os.),
5) wyprawa łodzią na poszukiwanie delfinów i wielorybów (95 USD/os.)
6) wyprawa na plażing na Wyspę Żółwi (140 USD/os.), o czym już pisałem na wstępie.
Na baseny geotermalne była jedna osoba chętna, więc wypadły, natomiast na rejs po rzece wszyscy oprócz jednej (przekonano ją do udziału).
Delfiny i wieloryby wypadły pomimo kilku chętnych z powodu potężnej burzy.
Następnego dnia w planie był rafting, więc (znając moją niechęć do wody) zostaliśmy w hotelu. W okolicy były dwa szlaki turystyczne to sobie pospacerowaliśmy.
Po powrocie z raftingu spora część grupy zrobiła zrzutkę po 15 $ na kierowcę i pojechali na 3 godziny na pobliskie źródła geotermalne w ogólnodostępnej rzece leżącej jakieś 20 minut od nas.
A hotel, w którym spaliśmy to domki jednorodzinne z tarasem, fotelem na biegunach i widokiem na Arenal. Najlepszy na całej wycieczce.
Kolejny dzień. Po śniadaniu przejazd nad rzekę Tarcoles, której górny bieg tworzy północną granicę Carara Biological Reserve. Rzeka i bagna położone na ujściu rzeki tworzą dom dla ptactwa wodnego i ptaków brodzących. Wśród wielu występujących tu gatunków, znajdziemy czaple, rakojady, tygryska nagobrodego. Na łodzi otrzymaliśmy nawet trzystronicowe ulotki ze zdjęciami i opisem ptaków. Papuas byłby zadowolony
Najwiekszy problem pojawił się od początku rejsu. Pierwsze ptaki i żółwie, zdejmuję ochronę obiektywu i nic nie widać. Wilgotność była tak duża, że nie pomagało wycieranie. Już myślałem, że będę tylko focił moim Galaxy, ale po chwili aparat fotograficzny się zaaklimatyzował.
Tarcoles jest też powszechnie znana jako główne siedlisko krokodyli, ale o nich w nastepnym wątku.
tak, widoki na wulkan pomimo iż lekko chmurzasty są piękne no nie wiem jak z zadowoleniem z podręcznego atlasu ptaków, bo z pewnością nie po polsku, a ja jedynie tym językiem się posługuję ale ptice z przyjemnością pooglądam często bywa, że wychodząc z klimatyzowanego autokaru w dużą wilgotność trochę trwa nim aparat się przystosuje i osiągnie temp. otoczenia oj, niejedno foto mi z tego powodu nie wyszło na pierwszy rzut oka rozpoznaję fregaty i pelikany brunatne oraz czaple różne
No z tym deszczem to Nel wykrakałaś.
Po zakwaterowaniu w hotelu po południu mieliśmy trecking wokół wulkanu. Do wyboru były 3 scieżki, my oczywiście wybraliśmy najdłuższą 5 km. W płaskim terenie to pikuś, ale pod górę mało nie umarłem. Do tego zaczęło padać. Na szczęście dotarliśmy tylko do miejsca gdzie w 1968 r. doszła lawa. Wtedy Arenal po 400 latach wybuchł, zginęło 87 osób. Popioły zniszczyły pastwiska i hodowcy musieli wybić 100 tys. sztuk bydła. W tym miejscu są 2 pamiątkowe kamienie. Dalej szlak jest na szczęście zamknięty i szliśmy najpierw wokół wulkanu, potem wzdłóż jakiegoś jeziorka. Na końcu miał być bar z widokiem na Arenal i piwo. Ale deszcz się wzmógł, zamienił w ulewę, bar był zamknięty, piwa niet i wulkanu nie widzieliśmy całą drogę. Żal tylko naszego miejscowego pilota, który jak zawsze targał statyw z lunetą.
Jorguś
Ojej jak mało zdjęć z tego treku...
Hm, to chyba był podobny trail do tego co ja miałam? Nie jestem pewna, knajpy nie było
Sorki za ten deszcz..wykrakalam
No trip no life
Dobrze, że już wróciłeś z Kostaryki bo przeczytałam właśnie, że władze tego kraju ogłosiły stan wyjątkowy z powodu inwazji niebezpiecznej muchówki
Nie ma sie co przejmować. My byliśmy w Kostaryce od 12 lutego, a stan wyjątkowy ogłoszono już 7 lutego. Żadnych śladów ani sygnałów do ludzi nie było. Na razie stwierdzili ponad 200 zakażeń wśród bydła i jeden u człowieka w marcu.
No a jak przedwczoraj jeden portal wrzucił takiego "newsa", to wszystkie powtarzają. Hieny to urocze motylki przy tzw dziennikarzach.
Jorguś
hahaha...czego to jeszcze nie wymyślą,żeby ludzim życie z podróżami komplikować))
Piekne widoki mimo deszczu i pochmurnej pogody.
W tytule relacji napisałem Kostaryka prawie aktywnie. A to dlatego, że oprócz opisywanego programu było sporo fakultetów:
1) rafting po rzece Sarapiquí (dodatkowo płatne ok. 95 USD/os.),
2) baseny geotermalne (dodatkowo płatne ok. 55 USD/os.),
3) canopy tour (ok. 95 USD/os.),
4) rejs po rzece Tarcoles (dodatkowo płatne ok. 60 USD/os.),
5) wyprawa łodzią na poszukiwanie delfinów i wielorybów (95 USD/os.)
6) wyprawa na plażing na Wyspę Żółwi (140 USD/os.), o czym już pisałem na wstępie.
Na baseny geotermalne była jedna osoba chętna, więc wypadły, natomiast na rejs po rzece wszyscy oprócz jednej (przekonano ją do udziału).
Delfiny i wieloryby wypadły pomimo kilku chętnych z powodu potężnej burzy.
Następnego dnia w planie był rafting, więc (znając moją niechęć do wody) zostaliśmy w hotelu. W okolicy były dwa szlaki turystyczne to sobie pospacerowaliśmy.
Po powrocie z raftingu spora część grupy zrobiła zrzutkę po 15 $ na kierowcę i pojechali na 3 godziny na pobliskie źródła geotermalne w ogólnodostępnej rzece leżącej jakieś 20 minut od nas.
A hotel, w którym spaliśmy to domki jednorodzinne z tarasem, fotelem na biegunach i widokiem na Arenal. Najlepszy na całej wycieczce.
Jorguś
Widok na wulkan rewelacyjny!
Kolejny dzień. Po śniadaniu przejazd nad rzekę Tarcoles, której górny bieg tworzy północną granicę Carara Biological Reserve. Rzeka i bagna położone na ujściu rzeki tworzą dom dla ptactwa wodnego i ptaków brodzących. Wśród wielu występujących tu gatunków, znajdziemy czaple, rakojady, tygryska nagobrodego. Na łodzi otrzymaliśmy nawet trzystronicowe ulotki ze zdjęciami i opisem ptaków. Papuas byłby zadowolony
Najwiekszy problem pojawił się od początku rejsu. Pierwsze ptaki i żółwie, zdejmuję ochronę obiektywu i nic nie widać. Wilgotność była tak duża, że nie pomagało wycieranie. Już myślałem, że będę tylko focił moim Galaxy, ale po chwili aparat fotograficzny się zaaklimatyzował.
Tarcoles jest też powszechnie znana jako główne siedlisko krokodyli, ale o nich w nastepnym wątku.
Jorguś
tak, widoki na wulkan pomimo iż lekko chmurzasty są piękne no nie wiem jak z zadowoleniem z podręcznego atlasu ptaków, bo z pewnością nie po polsku, a ja jedynie tym językiem się posługuję ale ptice z przyjemnością pooglądam często bywa, że wychodząc z klimatyzowanego autokaru w dużą wilgotność trochę trwa nim aparat się przystosuje i osiągnie temp. otoczenia oj, niejedno foto mi z tego powodu nie wyszło na pierwszy rzut oka rozpoznaję fregaty i pelikany brunatne oraz czaple różne
papuas
Mnóstwo ptactwa, super. Czekam na kroki , na pewno były..
No trip no life