--------------------

____________________

 

 

 



Kolorowa Tajlandia w 3 tygodnie

286 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Asia
Obrazek użytkownika Asia
Offline
Ostatnio: 7 lat 8 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

katerina :

marinik:

No, niech sobie kazdy ma swoje wlasne wrazenie i odczucia, ja nie mam mieszanych - mam JEDNIOZNACZNE i dlatego w tym przybytku nie zagoscilem.

Bomb

Mam DOKLADNIE takie samo zdanie,wiec tez ominelam to miejsce...

Ja również...

...nieważne gdzie, ważne z kim...

anusia
Obrazek użytkownika anusia
Offline
Ostatnio: 4 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 03 wrz 2013

asiagdynia :

katerina:

marinik:

No, niech sobie kazdy ma swoje wlasne wrazenie i odczucia, ja nie mam mieszanych - mam JEDNIOZNACZNE i dlatego w tym przybytku nie zagoscilem.

Bomb

Mam DOKLADNIE takie samo zdanie,wiec tez ominelam to miejsce...

Ja również...

i ja....

bepi
Obrazek użytkownika bepi
Offline
Ostatnio: 3 lata 1 tydzień temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Marylka Ty jesteś tak śliczna i fotogeniczna że i nawet w tych gaciach zastępczych ..wyglądasz cudnie, możesz włożyć worek po kartoflach a nadal dla mnie  będziesz piękna, tygryski cudne bidule..

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

bepi :

Marylka Ty jesteś tak śliczna i fotogeniczna że i nawet w tych gaciach zastępczych ..wyglądasz cudnie, możesz włożyć worek po kartoflach a nadal dla mnie  będziesz piękna, tygryski cudne bidule..

Blush

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

Pobudka o 6:45 i wyjazd do Ayutthayi - dawnej stolicy Tajlandii. O 8:20 wyjeżdża nasz pociąg z dworca Hualampong, więc pakujemy nasze walizki, łapiemy taksówkę i po 25 minutach jesteśmy na miejscu. Mamy już bilety zakupione wcześniej w agencji. Koszt na dworcu 20 THB w 3 klasie. Aż trudno uwierzyć, że za taką cenę można podróżować. Na peronie od razu poznaliśmy bardzo sympatyczną parę Holendrów i Niemców. Niemcy jak to Niemcy pakują się od razu do drugiej klasy, a my z Holendrami do trzeciej, czyli najtańszej - podróżując z Tajami. Wagon oczywiście bez klimatyzacji, ale w związku z tym, że było dość wcześnie, nie odczuliśmy jakiegoś wielkiego dyskomfortu. Wręcz przeciwnie, podróżowanie 3 klasą, dostarcza nam zawsze ciekawych wrażeń i przede wszystkim fajnych fotek Biggrin

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

Po około godzinie i czterdziestu minutach docieramy na do Ayutthayi. Holendrzy udają się do miasta szukać noclegu, a my do przechowalni bagażu, bo późnym wieczorem jedziemy dalej na północ do Phitsanulok. Przechowalnia najbezpieczniej nie wyglądała, było to pomieszczenie znajdujące się powiedzmy za biurkiem informacji turystycznej. W zasadzie każdy mógł tam wejść i wyjść z każdym bagażem, bo żadnej kontroli nie było. Mimo wszystko zostawiliśmy walizki i wyruszyliśmy na miasto. Jeszcze nie zdążyliśmy zejść z peronu, a tu podchodzi do nas Taj i pyta czy nie potrzebujemy taksówki i że on nas chętnie obwiezie po wszystkich zabytkach, pokazuje od razu piękne pocztówki, wyciąga mały notesik z różnymi rekomendacjami od osób, które skorzystały z jego usług. Oczywiście zaznacza, że żadnych postojów na shopping nam robił nie będzie co nam się bardzo spodobało. No to przejdźmy teraz do rzeczy, za ile? Pokazuje nam cene 1200 THB od osoby, gdybyśmy jechali w cztery os, do weźmie nas za 600 THB. Akurat Niemcy się nawinęli i stwierdzili, że chętnie się z nami zabiorą, więc fajnie, ale dla mnie cena była nadal dość wysoka i po kilku minutach wynegocjowałam 250 THB od osoby. Zarówno Niemcy jak i mój mąż nie mogli wyjść z podziwu jak to zrobiłam Biggrin

 

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

Dzień był wyjątkowo upalny, więc tym bardziej cieszyliśmy się, że nie zdecydowaliśmy się na rower, bo ponoć tak też można. Do zwiedzenia mieliśmy dziesięć punktów. Wszystkie znajdziecie poniżej na zdjęciach. Nasz taksówkarz okazał się wyjątkowo sympatycznym i pogodnym Tajem. Na próżno szukać takich w Bangkoku. Przy drugiej świątyni spotkaliśmy Holendrów, z którymi jechaliśmy w pociągu. Oni wynajęli rowery i już tego żałowali. Było naprawdę niemiłosiernie gorąco, a odległości pomiędzy świątyniami wcale nie małe. Wypiliśmy chyba z 3 litry wody na głowę. Każda, ze świątyń miała w sobie to coś, choć z ruin najbardziej podobał mi się Wat Chai Watthanaram. Niemal do każdej świątyni trzeba zapłacić wstęp, średnio od 20-50 THB. Są to grosze, ale jednak trochę się tego uzbiera.

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

W porze obiadowej nasz taksówkarz zaproponował, że zabierze nas w fajne miejsce na obiad. Ucieszyliśmy się bardzo, bo szczerze mówiąc nie mieliśmy nawet czasu zjeść śniadania. Co prawda zjadłam jakiegoś kokosa i zielony naleśnik ze śmieszna słodką watą ( polecam, trzeba spróbować), no ale umówmy się, bardzo pożywne to to nie było. Miejsce lunchu, było idealne. Nad rzeką, w zacienionym drzewami przydomowym ogródku. Od razu się domyśleliśmy, że to pewno jakaś rodzina naszego taksówkarza. Otworzyliśmy karty i pierwsze co to zdziwiły nas trochę ceny. Były mega wysokie, mniej więcej raz takie niż w Bangkoku. Trochę nam entuzjazm opadł, ale chwile później podeszła kelnerka tłumacząc, że te dania są dla dwóch osób. A to zmienia postać rzeczy. Humory nam wróciły Biggrin Do karty dań, był dołączony album ze zdjęciami potraw, więc wiedzieliśmy mniej więcej na co się piszemy. My z Marcelkiem wzięliśmy sobie smażonego kurczaka z trawą cytrynową, a chłopaki kruczka w sosie słodko-kwaśnym. Poza nami było jeszcze kilka zajętych stolików i pani kelnerka ( właścicielka jak się później okazało, a córka naszego taksówkarza) biegała pomiędzy stolikami tak szybko, że mało butów nie pogubiła. Przy tym była przemiła i cały czas uśmiechnięta, że aż trudno było w to uwierzyć. Jedzonko, które dostaliśmy nie dość, że było przepięknie podane, to jeszcze smakowało tak, że mało nie dostaliśmy tam grupowego orgazmu. Smak nawet trudny do opisania, nigdy takiego w buzi nie miałam, smażona na głębokim oleju trwa cytrynowa, z dodatkiem kurczaka, ryżu jaśminowego i takiego pysznego sosu. Nawet jak teraz o tym pisze, to ślinka mi cieknie. Ten smak zostanie na zawsze w mojej pamięci i będzie kojarzył się z moją Tajlandia, która z dnia na dzień coraz bardziej zaczyna mnie urzekać.

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

Po obiadku ruszyliśmy dalej. Zaopatrzeni w kolejne litry wody, zwiedzamy kolejne świątynie. W jednej z nich po raz kolejny, spotykamy Holenderska parę na rowerach, którzy twierdzą że już dalej nie dadzą rady, bo za gorąco. Wcale sie nie dziwię. Spotykamy, też pewnego Amerykana, który zagadany rozmową z nami spóźnia się na autobus, a także całe grupy dzieci malujące świątynie. Widok przecudny. Były takie słodkie, ubrane w takie same ubranka i lubiły pozować do zdjęć Biggrin

Kiedy skończyliśmy zwiedzanie, było coś koło 17:00. Nasz pociąg odjeżdżał dopiero o 23:30 i trochę nie wiedzieliśmy co z tym czasem zrobić. Podsunęłam pomysł wyskoczenia do Lop Buri. Miasteczko opanowane przez małpy, ponoć jest ich więcej niż ludzi. Dojazd zajmuje ok godziny pociągiem. Niestety chłopaki z Niemiec jechali o 21:01 do Chiang Mai, a Marcel też już był trochę zmęczony, więc zrezygnowaliśmy.

marylka80
Obrazek użytkownika marylka80
Offline
Ostatnio: 2 lata 10 miesięcy temu
Rejestracja: 22 sty 2014

Pożegnaliśmy się z naszym wspaniałym taksówkarzem, zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i poszliśmy odebrać bagaże, o dziwo dalej tam stały i zaczęliśmy się zastanawiać co my tu do północy będziemy robić. Po szybkiej analizie dnia i zgodnej decyzji, że mamy dość zwiedzania świątyń, a taki był cel dojazdu do Sukothai, poszliśmy sprawdzić, czy się da nasze bilety przebookować, tak żebyśmy od razu pojechali do Chiang Mai. Nie było problemu, musieliśmy dopłacić 500 THB i zostaliśmy szczęśliwymi posiadaczami dwóch biletów do Chaing Mai w 2 klasie z miejscami do spania. Tak więc zostały nam 3 godziny, usiedliśmy wygodnie w poczekalni, w której działał całkiem szybki internet. Ja zabrałam się za nadrabianie bloga, bo jesteśmy chyba ze 4 dni w plecy, a Marcello nawijał z chłopakami. W międzyczasie dojrzał gdzieś przechodzącą parę w Włoch, którą spotkaliśmy w guest huise w Kanchanaburi. Śmieszne jaki ten świat jest mały. Dali nam kilka wskazówek gdzie mamy się zlokalizować na południu, bo oni już tam byli i po pożegnaniu pojechali dalej. My z kolei poszliśmy wrzucić coś na ruszt przed odjazdem.

Pociąg miał lekki poślizg, ale nie dużo, jakieś 25 min. Okazało się, że śpimy w przedziale z sympatycznym Chilijczykiem. Tymczasowo towarzyszyła mu Holenderka, która spała w przedziale obok i tak sobie gaworzyli przy piwku. Ani się nie obejrzeliśmy kiedy nasza rozmowa tak się rozwinęła, że mieliśmy wrażenie, że znamy się od zawsze. Godzinkę później dosiadł się Niemiec, który jak się okazało wsiadał w Lop Buri- mieście małp. Szkoda, że nie wiedzieliśmy, że ten pociąg przejeżdża przez tę stację, bo na pewno byśmy się wybrali. Jak później oglądaliśmy zdjęcia tego chłopaka to, aż Marcel sam żałował że tam nie pojechaliśmy. No ale nic, mądry Polak po szkodzie. Wy koniecznie się wybierzcie, to miejsce jest niesamowicie magicznie.

Strony

Wyszukaj w trip4cheap