Janjus...aż się prosi, żeby powiedzieć, "nigdy nie mów nigdy" Ja tez kiedyś myśałam, że to poza zasięgiem dla mnie...aż któregoś dnia się okazało, że na wyciągnięcie ręki
Teraz myśle, że już wszystko jest możliwe...w końcu pare dni temu nawet na księżycu z Tobą byłam
Dana... podróży takich,o jakich tylko śniłaś.. wiesz, że chcieć to móc...
a tak a propos dziś przy obiedzie poruszyłęm temat żarcia z Malezji.. jedziemy tam na 3 dni podczas ferii zimowych i wszyscy zgodnie stwierdzili, że dobrze, że mieszkamy w chińskiej dzielnicy w Kuala, a najwyżej poszukamy tajskiej kanjpy
Hotel Ramada wspominam bardzo dobrze z kilku powodów. Po pierwsze był bardzo tani, 57 funtów jakie zapłaciłam za 4 noce ze śniadaniem, to naprawdę wyjątkowo niska cena. Po drugie był czysty, po trzecie panuje tam miła atmosfera, a po czwarte... bo oferuje znakomite masaże.
Masaż odbywa się w specjalnym gabinecie, z relaksującą muzyką i zapachem. "Na mieście" można kupić masaże za połowę tej ceny, ale wtedy masażystka przychodzi do hotelu i masaż odbywa się w pokoju, na łóżku. Dla mnie jednak cała ta "otoczka" ma znaczenie.
Gdyby ktoś kiedys trafił do tego hotelu, to polecam tę masażystkę ze zdjęcia. Po trzech masażach przez nią zrobionych poczułam się "jak nowa" 4 masaz niestety robiła inna dziewczyna i był dośc dobry, ale nie tak, jak te 3 poprzednie.
Będąc w Hotelu Ramada nie ustawałam w poszukiwaniu singapurskiego smaku nasi goreng. Tym razem wyglądało tak:
Cena 65 000 indonezyjskich rupii.
Ceny na Bali wydają się niewysokie, ale w restauracjach trzeba uważać, ponieważ do ceny podanej w cenniku dochodzi jeszcze 10% za obsługę i 11% podatku rządowego.
I tak za zamówienie o wartości 148 000 trzeba zapłacić prawie 180 000.
A tutaj przykładowe ceny innych potraw:
Już w Polsce, przed wyjazdem zaplanowałam 2 wycieczki na Bali. Namiary do prywatnego kierowcy znalazłam na jakimś innym forum. Napisałam do niego e-mail, wyjaśniłam jakie są nasze potrzeby / w sensie, czy zabierze niepełnosprawną osobę/, opisałam dokładnie trasy wycieczek jakie mnie interesują. Odpowiedź przyszła na drugi dzień.
Cena całodniowej wycieczki 60$, nie było problemu, żeby zabrać nas obie, jedyna rzecz, którą zasugerował, to to, że druga wycieczka również musi być całodniowa, a nie na pół dnia, jak mi się wydawało.
Umówiliśmy się również, że odbierze nas z lotniska i zawiezie do Seminyak do naszej Ramady...no tu po negocjacjach za 100 000 rupii.
Naszym kierowcą był Nioman. Polecam jego usługi, okazał się bardzo kulturalnym człowiekiem, bardzo punktualnym i bardzo cierpliwym. Zrealizowaliśmy program dokładnie tak, jak to zaplanowałam. Informował nas o różnych batikach, jubilerach. itp...ale nie namawiał do odwiedzania tych miejsc, jeśli nie miałyśmy ochoty. Natomiast kiedy mówiłam, że chciałabym zdjęcie czegoś tam po drodze, to wypatrywał to jadąc i zatrzymywał się wszędzie bez problemu i marudzenia.
To jest Nioman, nasz kierowca
A to jego wizytówka, gdyby ktoś równiez chciał skorzystać z jego usług.
Samochód jakim jechałyśmy, to Toyota Kijang Innova. Może nie najnowsza, ale wygodna i wiozła nas bezawaryjnie.
Pierwsze spotkanie z Nyomanem było na lotnisku w Denpasar, gdzie czekał na nas z tabliczką z moim imieniem. Od razu wzbudził nasza sympatię, był skromny, uśmiechnięty, chętny do pomocy. Po drodze z lotniska zawiózł nas do kantoru, gdzie wymieniłyśmy pieniądze/ w jego obecności, żeby czuć się bezpieczniej/ i wypłaciłam pieniądze z bankomatu, ponieważ postanowiłam nie kupować w Anglii dolarów, tylko korzystać z mojej karty. I tu od razu powiem, że pierwsza wypłata odbyła się bez problemu, ale drugi raz, chyba po 2 dniach, już bankomat mi kasy nie dał Dopiero po kilku godzinach dostałam sms z mojego banku / Lloyds/ z informacją, że korzystano z mojej karty w Indonezji...i czy aby na pewno to ja korzystałam. Z jednej strony dobrze, że bank taki troskliwy...ale jak sobie pomyślałam, że jeszcze nawet w połowie wycieczki nie jestem...a tu dostępu do pieniędzy brak...to jakoś mnie w klatce piersiowej po lewej stronie trochę boleć zaczęło Kiedy wysłałam zwrotną wiadomość, że to jednak mnie na ten koniec świata poniosło, bank już do końca podróży pozwolił mi dysponować zawartością konta
W dniu naszej pierwszej wycieczki po Bali Nyoman punktualnie zjawił się w recepcji naszego hotelu trzymając pod pachą mały stołeczek, żeby ułatwić mojej koleżance wsiadanie i wysiadanie z samochodu. Prawda, że ładnie z jego strony? Nie dość, że miły, punktualny...to jeszcze myślący...
Pierwszym punktem programu było Ubud i Monkey Forest. Wiedziałam, ze koniecznie chcę tam pojechać. Do tej pory małpy widziałam tylko w zoo... i nawet nie bardzo umiałam sobie wyobrazić jak to jest zobaczyć je z bliska. Oczywiście nie wyobrażałam sobie, żeby nie mieć zdjęcia z małpką, jak się uda.
Dojechaliśmy, moja towarzyszka zajrzała przez bramę i stwierdziła, że nie wchodzi Nyoman nie bardzo wiedział jak się zachować, czy wejśc ze mną, czy zostać z nią na parkingu. No myślałam, że się zapłaczę... Mam tam iśc sama??? A zdjęcia z małpką???
Od tej chwili Nyoman był już nie tylko prywatnym kierowcą, przewodnikiem, ale również fotografem Pierwsze zdjęcia były słabe..ale po krótkiej lekcji załapał o co chodzi i zdjęcia robione przez niego z pewnością są lepsze, niż te wcześniejsze bez głów i bez nóg
Bilet do Monkey Forest kosztuje 30 000 rupii, chciałam kupić również dla Nyomana, ale okazało się, że tubylcy wchodzą za free.
Zaraz przy bramie wejściowej jest stragan, gdzie u pani z dredem, pamiętającym bez mycia pewnie ostatnią dynastię na Bali, można kupić kiść bananów za 20 000 rupii.
Obok pani stoi kula, służąca do odganiania agresywniejszych małp. Na wszelki wypadek nie zapytałam co sie stało z właścicielem kuli...
Jeszcze nie zdążyłam kupić bananów, a już miałam na plecach koleżankę Na szczęście nie była zainteresowana ani moimi okularami, ani plecakiem. W tym momencie już dziękowałam opatrzności, że moja towarzyszka podróży zdecydowała się zostać w samochodzie. Gdyby to na nią tak niespodziewanie wskoczyła ta dośc mała małpka, mogłaby ją przewrócić i konsekwencje byłyby smutne Pomijam już to, że w Małpim Gaju jest mnóstwo schodów
Banany skończyły się szybko...i miałam niedosyt fotografii. Myślałam sobie ok, w drodze powrotnej powtórzymy sesję z kolejną kiścią. Najpierw zwiedzanie.
Świątynia Pura Dalem Agung niedostępna dla turystów, można zajrzeć tylko przez płot , ale za to z każdej strony
Monkey Forest, którego powstanie jest datowane na XIV wiek i las deszczowy, który widziałam po raz pierwszy, zrobiły na mnie duże wrażenie, ale im dalej w las, tym więcej drzew...
Robiło sie coraz ciemniej, a małpy zdawały się rosnąć w oczach. Już nie były tak słodkie, jak te przy wejściu, wydawały się być dużo groźniejsze. A jak jedna z nich o mało mnie nie ugryzła, postanowiłam czym prędzej zakończyc wizyte w tym miejscu. O kupowaniu kolejnej kiści bananów juz nie było mowy
Niektóre małpy były agresywne...ale inne żyły sobie swoim życiem, nie zwracając na turystów najmniejszej uwagi
Janjus...aż się prosi, żeby powiedzieć, "nigdy nie mów nigdy" Ja tez kiedyś myśałam, że to poza zasięgiem dla mnie...aż któregoś dnia się okazało, że na wyciągnięcie ręki
Teraz myśle, że już wszystko jest możliwe...w końcu pare dni temu nawet na księżycu z Tobą byłam
Dzięki za życzenia, niech się spełnią
Jakie fajne żarełka!
Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku!
Dana sto lat i wielu wspaniałych podróży . Niech Twoje życie stanie się tak pięknie kolorowe jak torcik, kóry z taką radością nam pokazujesz.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Magda Kajzer, witaj
Dziękuję bardzo Zajączku
Dana sto lat w szczęsciu i z uśmiechem na twarzy
Dana... podróży takich,o jakich tylko śniłaś.. wiesz, że chcieć to móc...
a tak a propos dziś przy obiedzie poruszyłęm temat żarcia z Malezji.. jedziemy tam na 3 dni podczas ferii zimowych i wszyscy zgodnie stwierdzili, że dobrze, że mieszkamy w chińskiej dzielnicy w Kuala, a najwyżej poszukamy tajskiej kanjpy
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Korolowa, bardzo dziękuję za życzenia
Oh, dzięki Lord, to zaszczyt Cię tu widzieć Jednym z tych najskrytszych marzeń jest taka podróż, jaką właśnie opisujesz
Ja w Kuala Lumpur spędziłam tylko 1.5 dnia... i jadłam jeden obiad, kurczaka z cushew nuts...i był niezły. To było w chińskiej dzielnicy
Hotel Ramada wspominam bardzo dobrze z kilku powodów. Po pierwsze był bardzo tani, 57 funtów jakie zapłaciłam za 4 noce ze śniadaniem, to naprawdę wyjątkowo niska cena. Po drugie był czysty, po trzecie panuje tam miła atmosfera, a po czwarte... bo oferuje znakomite masaże.
Masaż odbywa się w specjalnym gabinecie, z relaksującą muzyką i zapachem. "Na mieście" można kupić masaże za połowę tej ceny, ale wtedy masażystka przychodzi do hotelu i masaż odbywa się w pokoju, na łóżku. Dla mnie jednak cała ta "otoczka" ma znaczenie.
Gdyby ktoś kiedys trafił do tego hotelu, to polecam tę masażystkę ze zdjęcia. Po trzech masażach przez nią zrobionych poczułam się "jak nowa" 4 masaz niestety robiła inna dziewczyna i był dośc dobry, ale nie tak, jak te 3 poprzednie.
Będąc w Hotelu Ramada nie ustawałam w poszukiwaniu singapurskiego smaku nasi goreng. Tym razem wyglądało tak:
Cena 65 000 indonezyjskich rupii.
Ceny na Bali wydają się niewysokie, ale w restauracjach trzeba uważać, ponieważ do ceny podanej w cenniku dochodzi jeszcze 10% za obsługę i 11% podatku rządowego.
I tak za zamówienie o wartości 148 000 trzeba zapłacić prawie 180 000.
A tutaj przykładowe ceny innych potraw:
Już w Polsce, przed wyjazdem zaplanowałam 2 wycieczki na Bali. Namiary do prywatnego kierowcy znalazłam na jakimś innym forum. Napisałam do niego e-mail, wyjaśniłam jakie są nasze potrzeby / w sensie, czy zabierze niepełnosprawną osobę/, opisałam dokładnie trasy wycieczek jakie mnie interesują. Odpowiedź przyszła na drugi dzień.
Cena całodniowej wycieczki 60$, nie było problemu, żeby zabrać nas obie, jedyna rzecz, którą zasugerował, to to, że druga wycieczka również musi być całodniowa, a nie na pół dnia, jak mi się wydawało.
Umówiliśmy się również, że odbierze nas z lotniska i zawiezie do Seminyak do naszej Ramady...no tu po negocjacjach za 100 000 rupii.
Naszym kierowcą był Nioman. Polecam jego usługi, okazał się bardzo kulturalnym człowiekiem, bardzo punktualnym i bardzo cierpliwym. Zrealizowaliśmy program dokładnie tak, jak to zaplanowałam. Informował nas o różnych batikach, jubilerach. itp...ale nie namawiał do odwiedzania tych miejsc, jeśli nie miałyśmy ochoty. Natomiast kiedy mówiłam, że chciałabym zdjęcie czegoś tam po drodze, to wypatrywał to jadąc i zatrzymywał się wszędzie bez problemu i marudzenia.
To jest Nioman, nasz kierowca
A to jego wizytówka, gdyby ktoś równiez chciał skorzystać z jego usług.
Samochód jakim jechałyśmy, to Toyota Kijang Innova. Może nie najnowsza, ale wygodna i wiozła nas bezawaryjnie.
Danusiu. Spóźniona, ale lecę, biegnę i pędzę, i ściskam urodzinowo!
I czekam na dalszy ciąg relacji,no!
Pierwsze spotkanie z Nyomanem było na lotnisku w Denpasar, gdzie czekał na nas z tabliczką z moim imieniem. Od razu wzbudził nasza sympatię, był skromny, uśmiechnięty, chętny do pomocy. Po drodze z lotniska zawiózł nas do kantoru, gdzie wymieniłyśmy pieniądze/ w jego obecności, żeby czuć się bezpieczniej/ i wypłaciłam pieniądze z bankomatu, ponieważ postanowiłam nie kupować w Anglii dolarów, tylko korzystać z mojej karty. I tu od razu powiem, że pierwsza wypłata odbyła się bez problemu, ale drugi raz, chyba po 2 dniach, już bankomat mi kasy nie dał Dopiero po kilku godzinach dostałam sms z mojego banku / Lloyds/ z informacją, że korzystano z mojej karty w Indonezji...i czy aby na pewno to ja korzystałam. Z jednej strony dobrze, że bank taki troskliwy...ale jak sobie pomyślałam, że jeszcze nawet w połowie wycieczki nie jestem...a tu dostępu do pieniędzy brak...to jakoś mnie w klatce piersiowej po lewej stronie trochę boleć zaczęło Kiedy wysłałam zwrotną wiadomość, że to jednak mnie na ten koniec świata poniosło, bank już do końca podróży pozwolił mi dysponować zawartością konta
W dniu naszej pierwszej wycieczki po Bali Nyoman punktualnie zjawił się w recepcji naszego hotelu trzymając pod pachą mały stołeczek, żeby ułatwić mojej koleżance wsiadanie i wysiadanie z samochodu. Prawda, że ładnie z jego strony? Nie dość, że miły, punktualny...to jeszcze myślący...
Pierwszym punktem programu było Ubud i Monkey Forest. Wiedziałam, ze koniecznie chcę tam pojechać. Do tej pory małpy widziałam tylko w zoo... i nawet nie bardzo umiałam sobie wyobrazić jak to jest zobaczyć je z bliska. Oczywiście nie wyobrażałam sobie, żeby nie mieć zdjęcia z małpką, jak się uda.
Dojechaliśmy, moja towarzyszka zajrzała przez bramę i stwierdziła, że nie wchodzi Nyoman nie bardzo wiedział jak się zachować, czy wejśc ze mną, czy zostać z nią na parkingu. No myślałam, że się zapłaczę... Mam tam iśc sama??? A zdjęcia z małpką???
Od tej chwili Nyoman był już nie tylko prywatnym kierowcą, przewodnikiem, ale również fotografem Pierwsze zdjęcia były słabe..ale po krótkiej lekcji załapał o co chodzi i zdjęcia robione przez niego z pewnością są lepsze, niż te wcześniejsze bez głów i bez nóg
Bilet do Monkey Forest kosztuje 30 000 rupii, chciałam kupić również dla Nyomana, ale okazało się, że tubylcy wchodzą za free.
Zaraz przy bramie wejściowej jest stragan, gdzie u pani z dredem, pamiętającym bez mycia pewnie ostatnią dynastię na Bali, można kupić kiść bananów za 20 000 rupii.
Obok pani stoi kula, służąca do odganiania agresywniejszych małp. Na wszelki wypadek nie zapytałam co sie stało z właścicielem kuli...
Jeszcze nie zdążyłam kupić bananów, a już miałam na plecach koleżankę Na szczęście nie była zainteresowana ani moimi okularami, ani plecakiem. W tym momencie już dziękowałam opatrzności, że moja towarzyszka podróży zdecydowała się zostać w samochodzie. Gdyby to na nią tak niespodziewanie wskoczyła ta dośc mała małpka, mogłaby ją przewrócić i konsekwencje byłyby smutne Pomijam już to, że w Małpim Gaju jest mnóstwo schodów
Banany skończyły się szybko...i miałam niedosyt fotografii. Myślałam sobie ok, w drodze powrotnej powtórzymy sesję z kolejną kiścią. Najpierw zwiedzanie.
Świątynia Pura Dalem Agung niedostępna dla turystów, można zajrzeć tylko przez płot , ale za to z każdej strony
Monkey Forest, którego powstanie jest datowane na XIV wiek i las deszczowy, który widziałam po raz pierwszy, zrobiły na mnie duże wrażenie, ale im dalej w las, tym więcej drzew...
Robiło sie coraz ciemniej, a małpy zdawały się rosnąć w oczach. Już nie były tak słodkie, jak te przy wejściu, wydawały się być dużo groźniejsze. A jak jedna z nich o mało mnie nie ugryzła, postanowiłam czym prędzej zakończyc wizyte w tym miejscu. O kupowaniu kolejnej kiści bananów juz nie było mowy
Niektóre małpy były agresywne...ale inne żyły sobie swoim życiem, nie zwracając na turystów najmniejszej uwagi