Manila ma wiele obliczy. Lubię do niej wracać aczkolwiej : raz lubię masta, dwa lubie Filipiny, trzy Manila to nascie miast i naprawdę gigantyczne kontrasty. Najlpjej samemu, ocenić, acz moze być i tak ze sie nie spodoba - sa tacy co to nie ich bajka, i tak bywa. Wiecie wszystko zalezy od tego gdzie zamieszkamy - moja Manila to ta jasniejsza strona Filipin. Manlia moze szkować -ilosc długiej broni i bramki do wkrywanie mmetali i bieda trudna do opisania, a zaraz obok jest takie miasto jak Makati. Zupełnie inne Filkipiny.
Manila ma wiele obliczy. Lubię do niej wracać aczkolwiej : raz lubię masta, dwa lubie Filipiny, trzy Manila to nascie miast i naprawdę gigantyczne kontrasty. Najlpjej samemu, ocenić, acz moze być i tak ze sie nie spodoba - sa tacy co to nie ich bajka, i tak bywa. Wiecie wszystko zalezy od tego gdzie zamieszkamy - moja Manila to ta jasniejsza strona Filipin. Manlia moze szkować -ilosc długiej broni i bramki do wkrywanie mmetali i bieda trudna do opisania, a zaraz obok jest takie miasto jak Makati. Zupełnie inne Filkipiny.
Mara święte słowa. Ty nikogo nie namawiałaś ani mu nie obrzydzałaś. Pisałaś, że wg Twojej opinii jest….. tak i tak. Lenuś też napisała, że ona uważa….., ale to jej opinia…. To, że niezgodna z niektórymi info z neta......no tak bywa Wiesz często jest tak, że najwięcej mają do napisania ci co tam nie byli, no może tylko na chwilę wylądowali *ROFL*, a elaboraty tworzą, że hej......
Ja strasznie żałuję, że nam się Manila tym razem nie trafiła do zwiedzania. Mój kochany mężulek tak ułożył plan, że już czasu nie było (plan świetny i wiesz, że jeszcze chciałam coś dorzucić i go przekonać, a Ty mnie powstrzymałaś bo by jeszcze jedna wyspa była), ale następnym razem ja jednak nie dam za wygraną i Manila będzie oblukana (łącznie z cmentarzem…., bo to mnie najbardziej ciekawi). Lenuś fajnie pokazała, za pomocą realistycznych fotek, że nie taaaaaaki straszny jak go opisywali *good*.
Zapytam jeszce, czy Lenuś nam przed podziemną rzeką zaginęła, czy ki . Ja drogę z El Nido bez problemów przebyłam, zero reakcji wymiotnej. Widziałam, że Lenuś już na lódkę czeka i zaraz będzie do jaskini wpływała..... i gdzieś nam zaginęła. Pewnia kask zgubiła, a bez niego nie da się wpłynąć
Lenuś - informuję, że też czytam i śmieję się od ucha do ucha.
Już widzę Ciebie podczas tych busikowych turbulencji: bladą, siną i zieloną. Miałem podobną sytuację w Gruzji, gdzie mój i Edith znajomy - Gienadij pędził merolem po krętych drogach, a po zwróconej uwadze, żeby jechał wolniej, odpowiedział spokojnie, żeby się nie rozglądać na boki, siedzieć spokojnie, najlepiej zamknąć oczy i skupić się
No i dodatkowa porcja żarcia w samolocie - też dobre
Jestem no tak racja Zajączku ....bez tego cholernego kasku nie da się wpłynąc do jaskini,a po co ten kask???....ano po to,"żeby nietoperzy na głowe,za przeproszeniem,nie nasrały"-tak własnie przeczytałam w necie totalna bzdura.....tak owszem nietoperów tam mnóstwo,ale nic, a nic groźnego nie robią.Kask ubieramy ze względu bezpieczęstwa...żeby czasem jakieś ułamek jakiegoś głaza nie zpadł i nam w głowe nie uderzył.
Andrew miło ,że czytasz i nie nakładasz cenzury na moje słownictwo no bo tak naprawde,bez tych "pięknych" słówek nie da sie opisać ten cały galimatias W busiku siedziałam jak wryta,ale tak jak widać w niczym mi nie pomogło
Tak....no i co to było dalej???? Ano tak dostaliśmy cały uniform (kask i kapok)-śmiechu warte.Dostaliśmy jeszcze mądre urządzenie,tak zwane Tour Guide i "w drogę".Zapakowali nas na łódeczki i wysłali pod ziemie...wpływamy i Guide zaczyna do nas gadać,w tle słychać lekką,z resztą bardzo przyjemną muzyczkę,tak zwany podkład muzyczny,żeby atmosfere podkręcić,wszędzie ciemno,nic nie widać...jedynie podświetla się wszystko latarką tego naszego nazwimy "gondoliera", w łódce znów same azjaci i my.
I tu skrót nastąpi.......wycieczka,jeśliby nie ten cały dojazd w miniaturowym busiku z całą tę atrakcją w czasie jazdy,to wycieczka dla nas była przyjemnym upychaczem czasu na PP,czy warto czy nie warto pisać nie będę,bo jednych takie atrakcje kręcą innych nie.Ja osobiście nie żałuje,zawsze to warto coś innego zobaczyć i porównać.Ja co prawda byłam już na pare takich podobnych i dla mnie to zawsze coś dodatkowego w doświadczeniu.Byłam kiedyś w takiej podobnej jaskinie w "Morawskim krasie",ale tam było co innego do oglądania....tak czy inaczej byłam tutaj w PP na rzecę podziemnej i miło spędziłam czas Krajobrazy,wysepki itd też mi mijali po drodzę,kiedy płyneliśmy z portu,tak czy inaczej było miło dla duszy i dla uczu.
Tak czy inaczej wszystko co dobre,przeważnie szybko się kończy.Czas wracać do portu.W drodzę powrotnej.....widzę jakieś hotel.....wydaje mi się,że to może być Hotel Sheridan w Sabang.Zastanawiałam się nad tym hotelem kiedy szukałam noclegu w PP.I jeśli to faktycznie ten hotel,to według mnie....dobrze że jego nie wzjęłam.....a czemu???? A temu.....nie powiem Hotel według zdjęć w necie i opinii jest jak na warunki Filipińskie bardzo dobry ale ten dojazd... i widoki z plaży hotelowej w kierunku morza nie powalają,według mojego osobistego odczucia,nawet trochę jakby nudne w porównianiu z widokami z EL NIDO.Chociaż plaże mają, nie powiem, ładną.Jedynie krajobraz w okół hotelu jest naprawdę uroczy,te góry,zieleń bujna i soczysta.Ależ już okolica tego hotelu,to nic ciekawiego,pare domków wejskich,droga,pare jakiś kiosków (zresztą mijali my po drodzę,to zwróciłam uwagę),cisza tam jest i spokój totalny,poza terenem hotelu nie ma po co i gdzie chodzić.
I znów muszę napisać,kiedy czytałam w necie opinie odnosnie tegoż hotelu,gdzieś napatoczyłam się na opinie,że podobno w tym hotelu Sheridan występują jakieś prądy pod wodą i że pod czas kąpieli w morzu trzeba uważać i zachować ostrożnosć,żeby czasem nie ściągało nas do morza.A jak to jest naprawde,to pojęcia nie mam dla tego nie chcę wprowadzać w błąd.
Zdjęcia nie są wyraźne,odległość była bardzo spora,musiałam maksymalnie powiększyć na telefonie,żeby chociaż cokolwiek było widać.
Dla ochłody,znów lody.... Zdjecie mi wyszło rozmaziane,tak samo jak te lody,lody topili się błyskowicznie i trzeba było ich szybko wpierniczać
Ech z tymi lodami....koszt takich gałkowanych,zależy od rozmiaru to co widać,to 40 peso za 2 rożka
Ok wróciliśmy do portu,znów jakaś chwila przerwy dla grupy,a to wc,a to zdjecia czy tak poprostu jakieś pamiątki można zakupić,bo pare straganów tam jest.
Za chwilę przewodniczka ogłasza.....wsiadamy do busa.....CO???? ALEŻ JA NIE CHCĘ???? ZNÓW BĘDZIE MASAKRA......ja już to przeczuwam jednak muszę napisać,że ja tam babka twarda i żadne mnie takie przeboje z równowagi nie wyprowadzają,nigdy nic podobnego nie miałam,w autobusach,busach itd czuje się dobrze,nigdy nic mi nie dolega,ale tutaj to ja nie wiem..... pewnie przez to,że ten bus był klaustrofobicznie mały,było duszno,pełno ludzi itd itp wele było powodów i ten kierowca-szaleniec ewidentnie takie warunki nie dla mnie
znów to samo,cała akcja do powtórki.....
W połowie drogi STOP,będzie przerwa na obiad.....dla mnie to ULGA!!!!!!!! Nie chcę obiadu,nic nie chcę,jedyne moje marzenie TO WYSKOCZYĆ Z TEGO PIEPRZONEGO BUSA!!!!!!!!!!!
Chwila oddechu i idę....w kolejkę po obiad.....nie nie nie,nic nie dam rady połknąć,nie dam rady,jesliby w tym momencie coś łyknełam,to.....
POŚWIĘCENIE.....MUSZĘ FOTKĘ ZROBIĆ DLA RELACJI!!!!! Na sam widok tego żarcia juz mi nie dobrze bleee.No ale cóż biore jak leci,z tej "kuchni" bufetowej.
Idę do stolika,rozglądam się,jakaś muzyczka nawet leci...patrze,a no jest, chłopak struny szarpie na gitarze,coś tam nawet po swojemu śpiewa....patrze,okazuje się,że chłopak jest niewidomy.Przyglądałam się,słuchałam i tu niespodziewanie ku mojemu zaskoczeniu,jak zapoda ten chłopak "kawałek" Boba Marleya -No Women no Cry.Myśłałam,że padne ze stołka,tak ładnie zaśpiewał.....każałam mężowi,żeby poszedł i dał chłopakowi "jakiegoś grosza"
Naładowałam jak leciało,dla każdego coś "smacznego" -zrobione dla galerii,nie wiem jak smakuje mąż cos tam brał,cos tam ugryzł,ale praktycznie wszystko zostawił....dupy w kazdym będź razie mu nie urwało
Po obiedzie jeszcze jakas chwila przerwy,ja ino marzenie....nie do spełnienia....TELEPORTACJA,żeby nie wsiadać do tego "magicznego" kurka wodna,busiku troszeczkę mnie pociesza,całkiem odrobinkę,że tej jazdy zostało ok 1h....wole mysleć że mniej,że to zaraz za zakrętem będzie mój hotel i ja wydostane się z tej "pułapki" i pobiegnę przeszczęśliwa czym prędzej....i wskocze do mojego "rajskiego" oczka wodnego i postaram sie zapomnić o tym wszystkim co było złe
Huuuura!!!!! Żyje!!!! I to mnie cieszy!!!!!
Mąż biegiem do baru hotelowego
a ja.......skok i....... jednym słowem ULGA!!!!!!!!!!!!
Nawet zapominam,że jutro mnie czeka dojazd do EL NIDO,nie chcę nawet o tym wspominać.WYŁĄCZAM SIĘ!!!!
Ja robie plusk,plusk,plusk.....Mąż w barze szuka pocieszenia,ale widzę,że co jakiś czas gdzieś goni... za chwilę dziewczyna za nim,no ta z recepcji,za chwilkę On znów na recepcje....normalnie kołowrot się robi
W końcu dorwałam męża i pytam -o co chodzi??? *girl_devil*
Na to mój mąż....z resztą ukochany,odpowiada....
-Chciałaś do tej knajpy słynnej....,no to własnie załatwiłem....jedziemy dziś na kolacje!!!!
-KALUI ????? !!!!!
-Tak,Kalui
-
O tóż,mój nie czego nieświadomy mąż,tych całych Filipin Wtedy co siedzielismy na lotnisku w Manili i czekali na lot do PP,opowiadałam Jemu,że jest na Palawanie,w PP taka słynna na cały świat,restauracja "Kalui" i że było by fajnie tam trafić....a to że to nie jest ąż tak całkiem do końca prostę,że niby ludzi tam przybywa masa i że jakoś trzeba to załatwiać zawczasu,jakieś rezerwacje itd itp i że nie wiem,bardzo chcę tam trafić,tylko jeszcze nie wiem jak to zrobić????
Pogadałam i tylę......
WOW i tu taka niespodzianka dla mnię....mąż wszystko organizował.Stolik nam zarezerwowali na 18.30 mamy być bez spóźnienia,spóźnienie o 15 minut,daje im prawo wykluczyć nas z "imprezy" i wtedy trzeba czekać na zbawienie czy bedą jakieś stoliki wolne czy nie? Ruch tam jest i jeśli z buta jechać,no to tak jak pisze może być szansa tam trafić,ale nie koniecznie Knajpa jest oblegana!!!!!
Manila ma wiele obliczy. Lubię do niej wracać aczkolwiej : raz lubię masta, dwa lubie Filipiny, trzy Manila to nascie miast i naprawdę gigantyczne kontrasty. Najlpjej samemu, ocenić, acz moze być i tak ze sie nie spodoba - sa tacy co to nie ich bajka, i tak bywa. Wiecie wszystko zalezy od tego gdzie zamieszkamy - moja Manila to ta jasniejsza strona Filipin. Manlia moze szkować -ilosc długiej broni i bramki do wkrywanie mmetali i bieda trudna do opisania, a zaraz obok jest takie miasto jak Makati. Zupełnie inne Filkipiny.
www. Podróże z globusem w torebce, gdzie skrobię swe relacje od czasu do czasu
Mara święte słowa. Ty nikogo nie namawiałaś ani mu nie obrzydzałaś. Pisałaś, że wg Twojej opinii jest….. tak i tak. Lenuś też napisała, że ona uważa….., ale to jej opinia…. To, że niezgodna z niektórymi info z neta......no tak bywa Wiesz często jest tak, że najwięcej mają do napisania ci co tam nie byli, no może tylko na chwilę wylądowali *ROFL*, a elaboraty tworzą, że hej......
Ja strasznie żałuję, że nam się Manila tym razem nie trafiła do zwiedzania. Mój kochany mężulek tak ułożył plan, że już czasu nie było (plan świetny i wiesz, że jeszcze chciałam coś dorzucić i go przekonać, a Ty mnie powstrzymałaś bo by jeszcze jedna wyspa była), ale następnym razem ja jednak nie dam za wygraną i Manila będzie oblukana (łącznie z cmentarzem…., bo to mnie najbardziej ciekawi). Lenuś fajnie pokazała, za pomocą realistycznych fotek, że nie taaaaaaki straszny jak go opisywali *good*.
Zapytam jeszce, czy Lenuś nam przed podziemną rzeką zaginęła, czy ki . Ja drogę z El Nido bez problemów przebyłam, zero reakcji wymiotnej. Widziałam, że Lenuś już na lódkę czeka i zaraz będzie do jaskini wpływała..... i gdzieś nam zaginęła. Pewnia kask zgubiła, a bez niego nie da się wpłynąć
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Zajączku- masz rację w 100%
czasami za dużo tu fochow na tym forum. przeciez mara nigdy nie napisala niczego obrażliwego do nikogo:)
...................................................................
www.smakowanie-swiata.pl
....................................................................
Lenusia - gdzie sie na m zapodziałaś ???? wyłaż juz z tej wody i nie chowaj sie w jaskinii
życie to nieustająca podróż
Lenuś - informuję, że też czytam i śmieję się od ucha do ucha.
Już widzę Ciebie podczas tych busikowych turbulencji: bladą, siną i zieloną. Miałem podobną sytuację w Gruzji, gdzie mój i Edith znajomy - Gienadij pędził merolem po krętych drogach, a po zwróconej uwadze, żeby jechał wolniej, odpowiedział spokojnie, żeby się nie rozglądać na boki, siedzieć spokojnie, najlepiej zamknąć oczy i skupić się
No i dodatkowa porcja żarcia w samolocie - też dobre
Jestem no tak racja Zajączku ....bez tego cholernego kasku nie da się wpłynąc do jaskini,a po co ten kask???....ano po to,"żeby nietoperzy na głowe,za przeproszeniem,nie nasrały"-tak własnie przeczytałam w necie totalna bzdura.....tak owszem nietoperów tam mnóstwo,ale nic, a nic groźnego nie robią.Kask ubieramy ze względu bezpieczęstwa...żeby czasem jakieś ułamek jakiegoś głaza nie zpadł i nam w głowe nie uderzył.
Andrew miło ,że czytasz i nie nakładasz cenzury na moje słownictwo no bo tak naprawde,bez tych "pięknych" słówek nie da sie opisać ten cały galimatias W busiku siedziałam jak wryta,ale tak jak widać w niczym mi nie pomogło
Tak....no i co to było dalej???? Ano tak dostaliśmy cały uniform (kask i kapok)-śmiechu warte.Dostaliśmy jeszcze mądre urządzenie,tak zwane Tour Guide i "w drogę".Zapakowali nas na łódeczki i wysłali pod ziemie...wpływamy i Guide zaczyna do nas gadać,w tle słychać lekką,z resztą bardzo przyjemną muzyczkę,tak zwany podkład muzyczny,żeby atmosfere podkręcić,wszędzie ciemno,nic nie widać...jedynie podświetla się wszystko latarką tego naszego nazwimy "gondoliera", w łódce znów same azjaci i my.
I tu skrót nastąpi.......wycieczka,jeśliby nie ten cały dojazd w miniaturowym busiku z całą tę atrakcją w czasie jazdy,to wycieczka dla nas była przyjemnym upychaczem czasu na PP,czy warto czy nie warto pisać nie będę,bo jednych takie atrakcje kręcą innych nie.Ja osobiście nie żałuje,zawsze to warto coś innego zobaczyć i porównać.Ja co prawda byłam już na pare takich podobnych i dla mnie to zawsze coś dodatkowego w doświadczeniu.Byłam kiedyś w takiej podobnej jaskinie w "Morawskim krasie",ale tam było co innego do oglądania....tak czy inaczej byłam tutaj w PP na rzecę podziemnej i miło spędziłam czas Krajobrazy,wysepki itd też mi mijali po drodzę,kiedy płyneliśmy z portu,tak czy inaczej było miło dla duszy i dla uczu.
Tak czy inaczej wszystko co dobre,przeważnie szybko się kończy.Czas wracać do portu.W drodzę powrotnej.....widzę jakieś hotel.....wydaje mi się,że to może być Hotel Sheridan w Sabang.Zastanawiałam się nad tym hotelem kiedy szukałam noclegu w PP.I jeśli to faktycznie ten hotel,to według mnie....dobrze że jego nie wzjęłam.....a czemu???? A temu.....nie powiem Hotel według zdjęć w necie i opinii jest jak na warunki Filipińskie bardzo dobry ale ten dojazd... i widoki z plaży hotelowej w kierunku morza nie powalają,według mojego osobistego odczucia,nawet trochę jakby nudne w porównianiu z widokami z EL NIDO.Chociaż plaże mają, nie powiem, ładną.Jedynie krajobraz w okół hotelu jest naprawdę uroczy,te góry,zieleń bujna i soczysta.Ależ już okolica tego hotelu,to nic ciekawiego,pare domków wejskich,droga,pare jakiś kiosków (zresztą mijali my po drodzę,to zwróciłam uwagę),cisza tam jest i spokój totalny,poza terenem hotelu nie ma po co i gdzie chodzić.
I znów muszę napisać,kiedy czytałam w necie opinie odnosnie tegoż hotelu,gdzieś napatoczyłam się na opinie,że podobno w tym hotelu Sheridan występują jakieś prądy pod wodą i że pod czas kąpieli w morzu trzeba uważać i zachować ostrożnosć,żeby czasem nie ściągało nas do morza.A jak to jest naprawde,to pojęcia nie mam dla tego nie chcę wprowadzać w błąd.
Zdjęcia nie są wyraźne,odległość była bardzo spora,musiałam maksymalnie powiększyć na telefonie,żeby chociaż cokolwiek było widać.
Dla ochłody,znów lody.... Zdjecie mi wyszło rozmaziane,tak samo jak te lody,lody topili się błyskowicznie i trzeba było ich szybko wpierniczać
Ech z tymi lodami....koszt takich gałkowanych,zależy od rozmiaru to co widać,to 40 peso za 2 rożka
Ok wróciliśmy do portu,znów jakaś chwila przerwy dla grupy,a to wc,a to zdjecia czy tak poprostu jakieś pamiątki można zakupić,bo pare straganów tam jest.
Za chwilę przewodniczka ogłasza.....wsiadamy do busa.....CO???? ALEŻ JA NIE CHCĘ???? ZNÓW BĘDZIE MASAKRA......ja już to przeczuwam jednak muszę napisać,że ja tam babka twarda i żadne mnie takie przeboje z równowagi nie wyprowadzają,nigdy nic podobnego nie miałam,w autobusach,busach itd czuje się dobrze,nigdy nic mi nie dolega,ale tutaj to ja nie wiem..... pewnie przez to,że ten bus był klaustrofobicznie mały,było duszno,pełno ludzi itd itp wele było powodów i ten kierowca-szaleniec ewidentnie takie warunki nie dla mnie
znów to samo,cała akcja do powtórki.....
W połowie drogi STOP,będzie przerwa na obiad.....dla mnie to ULGA!!!!!!!! Nie chcę obiadu,nic nie chcę,jedyne moje marzenie TO WYSKOCZYĆ Z TEGO PIEPRZONEGO BUSA!!!!!!!!!!!
Chwila oddechu i idę....w kolejkę po obiad.....nie nie nie,nic nie dam rady połknąć,nie dam rady,jesliby w tym momencie coś łyknełam,to.....
POŚWIĘCENIE.....MUSZĘ FOTKĘ ZROBIĆ DLA RELACJI!!!!! Na sam widok tego żarcia juz mi nie dobrze bleee.No ale cóż biore jak leci,z tej "kuchni" bufetowej.
Idę do stolika,rozglądam się,jakaś muzyczka nawet leci...patrze,a no jest, chłopak struny szarpie na gitarze,coś tam nawet po swojemu śpiewa....patrze,okazuje się,że chłopak jest niewidomy.Przyglądałam się,słuchałam i tu niespodziewanie ku mojemu zaskoczeniu,jak zapoda ten chłopak "kawałek" Boba Marleya -No Women no Cry.Myśłałam,że padne ze stołka,tak ładnie zaśpiewał.....każałam mężowi,żeby poszedł i dał chłopakowi "jakiegoś grosza"
Naładowałam jak leciało,dla każdego coś "smacznego" -zrobione dla galerii,nie wiem jak smakuje mąż cos tam brał,cos tam ugryzł,ale praktycznie wszystko zostawił....dupy w kazdym będź razie mu nie urwało
Lenus...jakby co doszło do mojego wyazdu to ja juz jestem wyleczona z tej atrakcji
Żeluś nie załamuj mnie..... wychodzi na to,że ja jestem głupia,że dałam sie skusić
Po obiedzie jeszcze jakas chwila przerwy,ja ino marzenie....nie do spełnienia....TELEPORTACJA,żeby nie wsiadać do tego "magicznego" kurka wodna,busiku troszeczkę mnie pociesza,całkiem odrobinkę,że tej jazdy zostało ok 1h....wole mysleć że mniej,że to zaraz za zakrętem będzie mój hotel i ja wydostane się z tej "pułapki" i pobiegnę przeszczęśliwa czym prędzej....i wskocze do mojego "rajskiego" oczka wodnego i postaram sie zapomnić o tym wszystkim co było złe
Huuuura!!!!! Żyje!!!! I to mnie cieszy!!!!!
Mąż biegiem do baru hotelowego
a ja.......skok i....... jednym słowem ULGA!!!!!!!!!!!!
Nawet zapominam,że jutro mnie czeka dojazd do EL NIDO,nie chcę nawet o tym wspominać.WYŁĄCZAM SIĘ!!!!
Ja robie plusk,plusk,plusk.....Mąż w barze szuka pocieszenia,ale widzę,że co jakiś czas gdzieś goni... za chwilę dziewczyna za nim,no ta z recepcji,za chwilkę On znów na recepcje....normalnie kołowrot się robi
W końcu dorwałam męża i pytam -o co chodzi??? *girl_devil*
Na to mój mąż....z resztą ukochany,odpowiada....
-Chciałaś do tej knajpy słynnej....,no to własnie załatwiłem....jedziemy dziś na kolacje!!!!
-KALUI ????? !!!!!
-Tak,Kalui
-
O tóż,mój nie czego nieświadomy mąż,tych całych Filipin Wtedy co siedzielismy na lotnisku w Manili i czekali na lot do PP,opowiadałam Jemu,że jest na Palawanie,w PP taka słynna na cały świat,restauracja "Kalui" i że było by fajnie tam trafić....a to że to nie jest ąż tak całkiem do końca prostę,że niby ludzi tam przybywa masa i że jakoś trzeba to załatwiać zawczasu,jakieś rezerwacje itd itp i że nie wiem,bardzo chcę tam trafić,tylko jeszcze nie wiem jak to zrobić????
Pogadałam i tylę......
WOW i tu taka niespodzianka dla mnię....mąż wszystko organizował.Stolik nam zarezerwowali na 18.30 mamy być bez spóźnienia,spóźnienie o 15 minut,daje im prawo wykluczyć nas z "imprezy" i wtedy trzeba czekać na zbawienie czy bedą jakieś stoliki wolne czy nie? Ruch tam jest i jeśli z buta jechać,no to tak jak pisze może być szansa tam trafić,ale nie koniecznie Knajpa jest oblegana!!!!!