Megi jak dobrze, że piszeszz dalej.....jestem zachwycona....jeszcze nie wyszłam, z podziwu po relacji Marinika, a teraz Ty mnie dobijasz....oczywiście bardzo pozytywnie..:)
No i poweim tak: to jest najlepszy, najcudowniejszy 5* hotel jaki widziałam!!!
Ech, jak cudnie to powsspominac. megizak - pogode pod Kazbekiem mieliscie piekna a powietrze jakze klarowne. Ech - zazdraszczam lodowca Gergeti, bo Chalaadi, to przy nim pikus.
Droga od przełęczy jest dużo ciekawsza. Idziemy zboczem, które w pewnym momencie przechodzi w dolinę, gdzie płynie rwący potok. Miałam nie lada problem, aby przejść przez niego, ponieważ był dość rozległy a kamieni nie było na tyle aby spokojnie przejść na drugą stronę. Marek przeskakuje bez problemu natomiast ja idę jak najwyżej gdzie potok się zwęża, tam też pomagają mi zagraniczni turyści. Udaje się przejść na drugi brzeg z suchymi stopami.
Dochodzimy do drugiego obozowiska. Jest tu kilka namiotów ale i tu nie słychać języka polskiego. Co jakiś czas robimy odpoczynki, posilamy się batonami i pijemy dużo wody. Coraz trudniej się oddycha, szybciej się męczymy, pomimo że kondycja jest. Zbliżamy się do czoła lodowca. Jest na tyle bezpiecznie, że nie musimy ubierać raków. Na początku lodowiec jest ciemny od ziemi i skał, ale niedługo potem zamienia się w lekko nachyloną białą połać śniegu i lodu.
Na swojej drodze napotykamy tysiące szczelin, trasa nie jest tu wyznaczona, więc bardzo prosto można się tu zgubić.
I właśnie ja to robię wchodzę na urwisko z którego nie ma dalej przejścia, a wrócić się boję.
Na szczęście ostrożnie udaję mi się zejść i znaleźć wydeptaną ścieżkę. Szczeliny w większości są widoczne, ale chodzenie pomiędzy nimi jest dość niebezpieczne.
Każdy kierunek wydaje się być tym właściwym, ale okazuje się że prowadzi prosto na szczeliny. Dlatego w miarę dobrym azymutem są odchody pozostawione przez konie tragarzy.
Tragarze przechodzą tą trasę dwa razy dziennie. Potem podejście robi się dość strome. Wychodzi się po skałach.
Na godz.14 dochodzimy do stacji meteo na wys. 3560 m n.p.m.
Jak się dobrze przyglądnicie to tam po lodowcu idą ludzie.
Ale emocje. Do stacji meteo to na pewno bym nie dotarl, ale i tak zaluje, ze do czola lodowca sie nie udalo. Pocieszam sie, ze wiekszosc odwiedzajacych Kazbegi poprzestaje na Cminda Sameba - oj nie wiedza o traca.
Przy stacji meteo na płaskowyżu można rozbijać namioty tylko na odgruzowanych fragmentach ziemi, otoczonych kamiennym murkiem z trzech stron.
Stacja meteo to poradziecka budowla, która jest obecnie pod opieką grupy zapalonych gruzińskich alpinistów, którzy powoli przerabiają budynek na schronisko.
Budynek jest czynny w sezonie letnim, lecz warunki w nim są fatalne. Brak ogrzewania, spanie na pryczach bądź na drewnianej podłodze. Oczywiście niezbędny jest własny śpiwór i karimata. W schronisku w jednym z pomieszczeń znajdujemy na ścianie polski akcent, Polską flagę.
Niestety nam nie jest dane wyjść na szczyt, gdyż musielibyśmy mieć jeszcze z dwa dni wolnego, oczywiście jak pogoda by dopisała. I dlatego wiem, że jeszcze tu powrócę.
Po krótkim pobycie na szczycie i posileniu się tym co nam zostało, schodzimy w dół, gdyż umówieni jesteśmy z naszą ekipą około 19 przy budynku, gdzie zostawiliśmy motor.
Pogoda natychmiast się zmienia, szczyt Kazbeku chowa się za chmury. Zejście spod stacji meteo do kościoła Sminda Sameba zajmuje nam 3 godziny.
Przechodzimy po lodowcu dość sprawnie, choć w drodze powrotnej jeszcze więcej szczelin nam się odsłania. Aby się nie zgubić podążamy za turystami, którzy idą przed nami.
Na godz. 18:30 jesteśmy przy kościele, zwijamy namiot i idziemy w poszukiwaniu Jeepa, który zwiezie nas na dół do miasta. Jesteśmy na tyle zmęczeni, że nawet zejście skrótem nas nie interesuje.
Około 19:30 jesteśmy przy budynku służby ratowniczej. Mirmił jeszcze nie dojechał, więc idziemy tuż za płot do restauracji aby coś zjeść i napić się piwa.
Po pół godzinie jest już nasza ekipa oprócz Wiktora, który pojechał na motorze zwiedzać inne tereny. My jedziemy ponownie nad jezioro Inguri tylko tym razem na drugi brzeg. Tam rozbijamy nasz obóz i palimy ognisko.
Jezioro Inguri samo w sobie piękne, ale Gruzini nie potrafią dbać o porządek. Pełno śmieci, butelek towarzyszyło nam na naszym miejscu biwakowym. Wczesnym rankiem słoneczko wygania nas z namiotu bo dość porządnie przyświeca. Robimy sobie kąpielową ucztę, po naszej wyprawie w góry to jak wymarzony rarytas.
Czekamy na Wiktora, ale nie daje znaku życia, jego telefon milczy. Postanawiamy wyruszyć w dalszą trasę. Zostawiamy mu na rozjeździe dróg wiadomość na znaku drogowym.
Jedziemy do Tianeti. To piękny malowniczy region, bardzo podobny do naszych Bieszczad. Mamy nadzieję, że ją dojrzy i do nas bardzo szybko dołączy.
Tereny Tianeti po części podobne są do naszych Bieszczad. Dalej droga wiedzie przez kanion. Jest bardzo wąska w zasadzie na jedno auto. Mijamy wodospady, przejeżdżamy pod kaskadami, śmiało można wziąć prysznic.
To chyba takie jedno z bardziej znanych miejsc w Gruzji, prawda ? fota pocztówkowa !!!
No trip no life
Megi jak dobrze, że piszeszz dalej.....jestem zachwycona....jeszcze nie wyszłam, z podziwu po relacji Marinika, a teraz Ty mnie dobijasz....oczywiście bardzo pozytywnie..:)
No i poweim tak: to jest najlepszy, najcudowniejszy 5* hotel jaki widziałam!!!
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Ech, jak cudnie to powsspominac. megizak - pogode pod Kazbekiem mieliscie piekna a powietrze jakze klarowne. Ech - zazdraszczam lodowca Gergeti, bo Chalaadi, to przy nim pikus.
Moje Pstrykanie i nie tylko
Droga od przełęczy jest dużo ciekawsza. Idziemy zboczem, które w pewnym momencie przechodzi w dolinę, gdzie płynie rwący potok.
Miałam nie lada problem, aby przejść przez niego, ponieważ był dość rozległy a kamieni nie było na tyle aby spokojnie przejść na drugą stronę. Marek przeskakuje bez problemu natomiast ja idę jak najwyżej gdzie potok się zwęża, tam też pomagają mi zagraniczni turyści. Udaje się przejść na drugi brzeg z suchymi stopami.
Dochodzimy do drugiego obozowiska. Jest tu kilka namiotów ale i tu nie słychać języka polskiego. Co jakiś czas robimy odpoczynki, posilamy się batonami i pijemy dużo wody. Coraz trudniej się oddycha, szybciej się męczymy, pomimo że kondycja jest.
Zbliżamy się do czoła lodowca. Jest na tyle bezpiecznie, że nie musimy ubierać raków. Na początku lodowiec jest ciemny od ziemi i skał, ale niedługo potem zamienia się w lekko nachyloną białą połać śniegu i lodu.
Na swojej drodze napotykamy tysiące szczelin, trasa nie jest tu wyznaczona, więc bardzo prosto można się tu zgubić.
I właśnie ja to robię wchodzę na urwisko z którego nie ma dalej przejścia, a wrócić się boję.
Na szczęście ostrożnie udaję mi się zejść i znaleźć wydeptaną ścieżkę. Szczeliny w większości są widoczne, ale chodzenie pomiędzy nimi jest dość niebezpieczne.
Każdy kierunek wydaje się być tym właściwym, ale okazuje się że prowadzi prosto na szczeliny. Dlatego w miarę dobrym azymutem są odchody pozostawione przez konie tragarzy.
Tragarze przechodzą tą trasę dwa razy dziennie. Potem podejście robi się dość strome. Wychodzi się po skałach.
Na godz.14 dochodzimy do stacji meteo na wys. 3560 m n.p.m.
Jak się dobrze przyglądnicie to tam po lodowcu idą ludzie.
megi zakopane
Ale emocje. Do stacji meteo to na pewno bym nie dotarl, ale i tak zaluje, ze do czola lodowca sie nie udalo. Pocieszam sie, ze wiekszosc odwiedzajacych Kazbegi poprzestaje na Cminda Sameba - oj nie wiedza o traca.
Moje Pstrykanie i nie tylko
Przy stacji meteo na płaskowyżu można rozbijać namioty tylko na odgruzowanych fragmentach ziemi, otoczonych kamiennym murkiem z trzech stron.
Stacja meteo to poradziecka budowla, która jest obecnie pod opieką grupy zapalonych gruzińskich alpinistów, którzy powoli przerabiają budynek na schronisko.
Budynek jest czynny w sezonie letnim, lecz warunki w nim są fatalne. Brak ogrzewania, spanie na pryczach bądź na drewnianej podłodze. Oczywiście niezbędny jest własny śpiwór i karimata. W schronisku w jednym z pomieszczeń znajdujemy na ścianie polski akcent, Polską flagę.
Niestety nam nie jest dane wyjść na szczyt, gdyż musielibyśmy mieć jeszcze z dwa dni wolnego, oczywiście jak pogoda by dopisała.
I dlatego wiem, że jeszcze tu powrócę.
Po krótkim pobycie na szczycie i posileniu się tym co nam zostało, schodzimy w dół, gdyż umówieni jesteśmy z naszą ekipą około 19 przy budynku, gdzie zostawiliśmy motor.
Pogoda natychmiast się zmienia, szczyt Kazbeku chowa się za chmury. Zejście spod stacji meteo do kościoła Sminda Sameba zajmuje nam 3 godziny.
Przechodzimy po lodowcu dość sprawnie, choć w drodze powrotnej jeszcze więcej szczelin nam się odsłania. Aby się nie zgubić podążamy za turystami, którzy idą przed nami.
Na godz. 18:30 jesteśmy przy kościele, zwijamy namiot i idziemy w poszukiwaniu Jeepa, który zwiezie nas na dół do miasta. Jesteśmy na tyle zmęczeni, że nawet zejście skrótem nas nie interesuje.
Ten murek to toaleta
Tak w szybkim tempie się nam zachmurzyło.
megi zakopane
Około 19:30 jesteśmy przy budynku służby ratowniczej. Mirmił jeszcze nie dojechał, więc idziemy tuż za płot do restauracji aby coś zjeść i napić się piwa.
Po pół godzinie jest już nasza ekipa oprócz Wiktora, który pojechał na motorze zwiedzać inne tereny.
My jedziemy ponownie nad jezioro Inguri tylko tym razem na drugi brzeg. Tam rozbijamy nasz obóz i palimy ognisko.
Jezioro Inguri samo w sobie piękne, ale Gruzini nie potrafią dbać o porządek. Pełno śmieci, butelek towarzyszyło nam na naszym miejscu biwakowym.
Wczesnym rankiem słoneczko wygania nas z namiotu bo dość porządnie przyświeca. Robimy sobie kąpielową ucztę, po naszej wyprawie w góry to jak wymarzony rarytas.
Czekamy na Wiktora, ale nie daje znaku życia, jego telefon milczy. Postanawiamy wyruszyć w dalszą trasę. Zostawiamy mu na rozjeździe dróg wiadomość na znaku drogowym.
Jedziemy do Tianeti. To piękny malowniczy region, bardzo podobny do naszych Bieszczad. Mamy nadzieję, że ją dojrzy i do nas bardzo szybko dołączy.
megi zakopane
Piekne fotki.I tak wysyko zescie dotarli.Respekt,bo te szczeliny naprawde groznie wygladaja
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
megi zakopane
Tereny Tianeti po części podobne są do naszych Bieszczad. Dalej droga wiedzie przez kanion. Jest bardzo wąska w zasadzie na jedno auto. Mijamy wodospady, przejeżdżamy pod kaskadami, śmiało można wziąć prysznic.
megi zakopane