Na wieczór organizatorzy zaplanowali dla nas "Wizytę w domu lokalnego artysty" i nic więcej nie chcieli zdradzić
Podjechaliśmy tam autokarami. Już idąc przez ogród widzieliśmy jego dzieła, nie mam zdjęć/gdzieś się zapodziały/, stały tam różne rzeźby. Cała "posiadłość" to niskie budynki tworzące czworobok, w środku poustawiane byly stoły, byli kucharze i oczywiście pyszne jedzonko. Po kolacji można było zwiedzać, ewentualnie kupić jakieś rzeczy
W pewnym momencie z budynku wyszła modelka ubrana tylko w bieliznę, a artysta zaczął ją malować
zwróćcie uwagę na jej stopy
zapomniałam dodać, że do kolacji przygrywał nam kwartet smyczkowy
Kolejny dzień to wyprawa do doliny Mai Chau. Przyjechaliśmy na małe lotnisko, skąd helikopterami przelecieliśmy na północ.
Przed lotem obowiązkowy instruktaż
Przygotowali dla nas 3 wojskowe helikoptery
w każdym helikopterze było chyba z 20 miejsc
podjechała stacja benzynowa
I lecimy. Hałas byl okropny, każdy mial założone słuchawki
Na miejscu lądowaliśmy na polu, nie ma tam lotniska. Dla miejscowej ludności przylot trzech helikopterów z turystami to nie lada atrakcja, wszyscy chcieli zobaczyć. Lokalo stróże prawa musieli zrobić kordon żeby nikt nie wyskoczył na pole
a te panie witały nas przy wyjściu z helikopterów
potem przeszliśmy się do podstawionych autokarow bo musieliśmy jeszcze kawałek podjechać
Jedziemy jeszcze kawelek dalej,odwiedzamy wioskę. Te tereny zamieszkuje przede wszystkim ludność Muong. Nasz przewodnik mówił, że najważniejsze to plemiona Black Hmong, White Hmong i Flower Hmong. Tak szczerze to pokręciły mi się te wszystkie plemiona i w końcu nie wiem jakie plemię odwiedziliśmy chyba kolorowe
Idziemy do wioski
market spożywczy
mój ulubieniec
Mieszkańcy poczęstowali nas winem ryżowym. Okropieństwo!
Potem znowu przejechaliśmy kawałek na obiad, który jedliśmy w chatce na palach, ale tymczasem po drodze...
docieramy do domostw
w tym domku jedliśmy obiad
zanim sie zorientowałam, już pozostały puste talerze
po obiadku wybraliśmy pozwiedzać wioskę
Pod wieczór wróciliśmy do Hanoi, poszliśmy na kolację i wreszcie mieliśmy chwilkę wolnego czasu na zakupy. Ale ta chwilka była naprawdę krotka
Jak przylecieliśmy z Polski to wymieniałam jeszcze na lotnisku 100$ - dostałam za to 2 mln dongow Na pierdoły, jakieś tam pamiątki wydałam 1 mln. Z drugim właściwie nie miałam co zrobić, zostawiłam "na zaś"
W starej części miasta wyróżnia się Katedra Św. Jana, do środka nie wchodziliśmy
wokól Katedry
nie spodziewałam się, ze to takie ciężkie!
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Na wieczór organizatorzy zaplanowali dla nas "Wizytę w domu lokalnego artysty" i nic więcej nie chcieli zdradzić
Podjechaliśmy tam autokarami. Już idąc przez ogród widzieliśmy jego dzieła, nie mam zdjęć/gdzieś się zapodziały/, stały tam różne rzeźby. Cała "posiadłość" to niskie budynki tworzące czworobok, w środku poustawiane byly stoły, byli kucharze i oczywiście pyszne jedzonko. Po kolacji można było zwiedzać, ewentualnie kupić jakieś rzeczy
W pewnym momencie z budynku wyszła modelka ubrana tylko w bieliznę, a artysta zaczął ją malować
zwróćcie uwagę na jej stopy
zapomniałam dodać, że do kolacji przygrywał nam kwartet smyczkowy
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Kolejny dzień to wyprawa do doliny Mai Chau. Przyjechaliśmy na małe lotnisko, skąd helikopterami przelecieliśmy na północ.
Przed lotem obowiązkowy instruktaż
Przygotowali dla nas 3 wojskowe helikoptery
w każdym helikopterze było chyba z 20 miejsc
podjechała stacja benzynowa
I lecimy. Hałas byl okropny, każdy mial założone słuchawki
Na miejscu lądowaliśmy na polu, nie ma tam lotniska. Dla miejscowej ludności przylot trzech helikopterów z turystami to nie lada atrakcja, wszyscy chcieli zobaczyć. Lokalo stróże prawa musieli zrobić kordon żeby nikt nie wyskoczył na pole
a te panie witały nas przy wyjściu z helikopterów
potem przeszliśmy się do podstawionych autokarow bo musieliśmy jeszcze kawałek podjechać
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Kolka jak dla mnie temat super, choćby tylko tydzień Ciekawa jestem, gdzie jeszcze udało Ci się dotrzeć.
...nieważne gdzie, ważne z kim...
Dzięki Asiu Te plemiona i Ha Long. Na nic innego nie starczyło czasu
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Widoczki po drodze
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Podjechaliśmy do miejscowej szkoly - dzieciaczki przygotowaly dla nas występy
Oczywiście szkoła otrzymała zapłatę od organizatora.
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Jedziemy jeszcze kawelek dalej,odwiedzamy wioskę. Te tereny zamieszkuje przede wszystkim ludność Muong. Nasz przewodnik mówił, że najważniejsze to plemiona Black Hmong, White Hmong i Flower Hmong. Tak szczerze to pokręciły mi się te wszystkie plemiona i w końcu nie wiem jakie plemię odwiedziliśmy chyba kolorowe
Idziemy do wioski
market spożywczy
mój ulubieniec
Mieszkańcy poczęstowali nas winem ryżowym. Okropieństwo!
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Potem znowu przejechaliśmy kawałek na obiad, który jedliśmy w chatce na palach, ale tymczasem po drodze...
docieramy do domostw
w tym domku jedliśmy obiad
zanim sie zorientowałam, już pozostały puste talerze
po obiadku wybraliśmy pozwiedzać wioskę
Pod wieczór wróciliśmy do Hanoi, poszliśmy na kolację i wreszcie mieliśmy chwilkę wolnego czasu na zakupy. Ale ta chwilka była naprawdę krotka
Jak przylecieliśmy z Polski to wymieniałam jeszcze na lotnisku 100$ - dostałam za to 2 mln dongow Na pierdoły, jakieś tam pamiątki wydałam 1 mln. Z drugim właściwie nie miałam co zrobić, zostawiłam "na zaś"
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
no i mnie Wietnam w tym roku sie nie udał, a tu taka niespodzianka, a jak pięknie, że moge to u Ciebie wszystko zobaczyć
Bea