Wy wiecie, że dla mnie przyroda i zielone okolice są najważniejsze!!!!! Więc takie miejsca przede wszystkim staram się wyszukiwać. A w tych rejonach to wcale nie było trudnym zadaniem.
Gdzie nie spojrzeć to parki, lasy, góry....
Nelcia, most wiszący dla mnie nie jest straszny. Byłam po prostu wkurzona, że ta rozbawiona grupka nie pozwała mi się skoncentrować na widoczkach!!!!
Drugą atrakcją w parku jest tzw Deep Pool, czyli "głęboki basen" – jest to głęboka na 10 metrów szczelina skalna, przez którą przepływa rzeka Lynn tworząc naturalny basenik.
Woda jest idealnie przezroczysta....
Młodzież skacze do tego jeziorka z okolicznych skał. Jest to o tyle niebezpieczne, że nie dość iż jest tam wąsko, to skacze się ze sporej wysokości. A więc nie tak łatwo trafić na głębię...
Nie mówiąc już o tym, że woda jest lodowata. Ja zdołałam tylko na chwilkę zanurzyć tam dłoń.
Trzeba przyznać, że miejsce bardzo przyjemne.
Poniżej tego naturalnego kąpieliska tworzy się szerokie rozlewisko. Można sobie usiąść w słońcu na kamieniach i obserwować skoki oraz otaczającą przyrodę.
Za pierwszym razem nie dotarłam do urokliwego jeziora Rice Lake, gdyż na początku szlaku napotykam taką tablicę ostrzegawczą:
A poza tym jak okiem sięgnąć nie ma żadnych ludzi w odróżnieniu od uczęszczanego szlaku wzdłuż górskiej rzeki. Wtedy ostrzeżenie przed niedźwiedziami robiło na mnie duże wrażenie, bo to było jeszcze przed Alaską!!!!
Ale za drugim razem - mając bohaterskiego obrońcę w postaci męża - wybraliśmy się również tam.
Niestety, albo stety – niedźwiedzie się nie pokazały...
Jezioro jest pięknie położone wśród gór i lasów, ma liczne zatoczki i półwyspy.
Nad woda zwieszają się "włochate" gałęzie
Jest tam również drewniane molo, na którym urzędują wędkarze.
I żegnamy już tą piękną okolicę
Aby nie wracać tą samą drogą przechodzimy do małej wioski, a może przedmieścia i czekamy na autobus w pobliżu sklepiku wraz z małą knajpką, w której nawet można kupić lokalny miód.
Gdy później odwiedzamy słynny wiszący most w Parku Capilano , mogę jeszcze lepiej docenić zalety tego mniej znanego w Lynn Canyon Park.
W ogóle widokowo o wiele bardziej podoba mi się okolica tego mostu, a szczególnie rejon jeziora Rice Lake.
Przyznaję jednak, że pod względem atrakcji towarzyszacych – szczególnie gdy ktoś lubi skoki adrenaliny - most wiszący w Capilano nie ma sobie równych!
Za dużo już chyba tych chaszczy i krzaczorów, a więc przenieśmy się na chwilę do miasta...
Wartym odwiedzenia miejscem jest nieduża wysepka – Granville Island - znajdująca się w niewielkiej zatoczce False Creek w pobliżu English Bay.
Niegdyś były to bagna, które na początku 20 wieku – gdy nastąpił boom gospodarczy - zamieniono na tereny przemysłowe oraz wybudowano tu magazyny portowe. Z biegiem lat, zarówno port, jak i zakłady produkcyjne przeniosły się w inne miejaca. Teren przez długie lata był zaniedbany i zupełnie niewykorzystany, choć znajdował się bardzo blisko centrum.
Dopiero pod koniec lat 70 ubiegłego wieku uporządkowano tą wysepkę i od razu stała się ona miejscem bardzo trendy.
Obecnie znajduje się na wysokich pozycjach "must see" Vancouveru.
Główną jej atrakcją jest wielka hala targowa, w której kupić można wszelkiego rodzaju lokalne, bardzo swieże produkty spożywcze począwszy od warzyw i owoców, poprzez kiełbasy, sery, ryby swieże i wędzone, w dawnym stylu słodycze i pieczywo oraz mnóstwo innych apetycznych rzeczy.
Na miejscu jest wiele knajpek, gdzie te wszystkie pyszności można popróbować.
Można też kupić tęczowe róże, jak najbardziej naturalne - macałam, bo mi się wierzyć nie chciało....
Tak naprawdę to wcale nie jest tam tak łatwo trafić. Otóż wyspa ma niezbyt atrakcyjne położenie - znajduje się bowiem pomiędzy dwoma wysokimi mostami.
I choć przejeżdzając mostami widywaliśmy ją, to jednak po opuszczeniu autobusu dojście tam okazało się dość skomplikowane. Pokonujemy pełno mostków, schodów, kilka razy przekraczamy jezdnię nieprawidłowo, bo przejść dla pieszych nie ma...
Wreszcie wita nas potężna brama z napisem Granville Island, a więc w końcu trafiamy!!!!
Z wszystkich stron przy nabrzeżach stoją ciasno upchane jachty, łódki i żaglówki.
Można tak sobie siedzieć w słoneczku nad wodą i kontemplować widoczki na miasto:
Albo na okoliczne mosty:
W pomalowanych na jaskrawe kolory blaszanych halach magazynowych usadowiły się modne knajpki, galerie sztuki, pracownie artystyczne, butiki z ciekawymi ciuchami i biżuterią indiańską, niszowe teatrzyki, kluby muzyczne.
Na zewnątrz przewalają się tłumy turystów, grają zespoły muzyczne, rzemieślnicy reklamują swoje wyroby, nad głowami przelatują skrzeczące mewy, a na wodzie kołyszą się jachty...
Taka trochę jarmarczno-festynowa atmosfera, ale ma to swój niepowtarzalny urok.
Drugi raz przychodzimy tu na kolację.
Szczególnie fajnie jest o zachodzie słońca, kiedy mosty rzucają głębki cień na wody zatoki, niebo robi się purpurowe, a wokół rozjarzają się kolorowe reklamy oraz okna okolicznych wieżowców.
Widzieliśmy już wprawdzie jeden wiszący most w Lynn Canyon, ale nie można pominąć tego najsłynniejszego Capilano Suspension Brigde.
Tak akurat się złożyło, że możemy się tu wybrać tylko w czasie weekendu. Już sobie wyobrażam, jakie tam będą tłumy, biorąc pod uwagę pełnię sezonu turystycznego oraz dzień wolny od pracy, a więc i miejscowi pewnie zechcą odwiedzić do miejsce.
Do parku Capilano można dojechać liniowym autobusem, jak również bezpłatnym shuttle, który jedzie co 20 minut z położonego w centrum miasta – Canada Place, po drodze zatrzymując się pod większymi hotelami.
Jako, że i pod naszym staje, więc jedziemy...
Szybko mijamy centrum mało jeszcze zakorkowane – bo to dość wczesny niedzielny poranek - a następnie przecinamy zalesiony Stanley Park.
Tuż za nim wpadamy na najpotężniejszy z mostów w Van – Lions Gate Brigde. Jest to zbudowany w 1938 roku wiszący most o długości blisko 2 km nad zatoką Burrard Inlet prowadzący do północnych i zachodnich dzielnic miasta. Jego wysokość wynosi aż 111 metrów, gdyż odbywa się pod nim ruch wszystkich wielkich statków zmierzających do portu vancouverskiego.
Za mostem kończy się szeroka autostrada i wjeżdżamy w wąskie uliczki biegnące dolinami górskimi. Po obu stronach na zboczach stoją luksusowe rezydencje z przepięknych ogrodach. To właśnie północne i zachodnie dzielnice Van są najbardziej eleganckie, a domy w tych lokalizacjach kosztują majątek.
No, ale za takie widoki i swieże górskie powietrze trzeba zapłacić!!!!!
Dojeżdżamy na parking pod same kasy. Bilet wstępu kosztuje 40 CAD od osoby i w ramach tego mamy dostęp do wszystkich tutejszych atrakcji. A jest tu naprawdę mnóstwo do robienia i oglądania!!!!
Niewątpliwie główną atrakcją jest wiszący most Capilano Suspension Brigde o długości 137 metrów oraz o wysokości 70 m, który wybudowany został w 1889 roku nad rwącą górską rzeką o tej samej nazwie.
Drugą atrakcją jest Treetops Adventure, czyli ścieżka składająca się z siedmiu wiszących mostów zawieszonych pomiędzy ogromnymi jodłami liczącymi około 1300 lat. Niektóre mostki są dłuższe, inne krótsze, wysokości też różne, przy czym najwyższe na poziomie 30 metrów nad ziemią.
Trzecią - najnowszą atrakcją – jest oddany w 2011 toku – Cliffwalk. Jest to ścieżka biegnąca wzdłuż kilkudziesięciometrowego klifu opadającego do dna rzeki, składająca się z mostków, kładek, schodków i platform widokowych.
Apisku,
Więcej lasu i wsi w tym Vancouwer jak miasta.Zieleń kwiaty ,parki ,musi się tam dobrze żyć mieszkańcom.
Tyle drzew które już uschły i do końca zdobią parki i lasy.U nas ,to chyba tylko w Puszczy Białowieskiej nikt nie wycina suchych drzew
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.
Nelcia, Janusz,
Wy wiecie, że dla mnie przyroda i zielone okolice są najważniejsze!!!!! Więc takie miejsca przede wszystkim staram się wyszukiwać. A w tych rejonach to wcale nie było trudnym zadaniem.
Gdzie nie spojrzeć to parki, lasy, góry....
Nelcia, most wiszący dla mnie nie jest straszny. Byłam po prostu wkurzona, że ta rozbawiona grupka nie pozwała mi się skoncentrować na widoczkach!!!!
Mariola
Drugą atrakcją w parku jest tzw Deep Pool, czyli "głęboki basen" – jest to głęboka na 10 metrów szczelina skalna, przez którą przepływa rzeka Lynn tworząc naturalny basenik.
Woda jest idealnie przezroczysta....
Młodzież skacze do tego jeziorka z okolicznych skał. Jest to o tyle niebezpieczne, że nie dość iż jest tam wąsko, to skacze się ze sporej wysokości. A więc nie tak łatwo trafić na głębię...
Nie mówiąc już o tym, że woda jest lodowata. Ja zdołałam tylko na chwilkę zanurzyć tam dłoń.
Trzeba przyznać, że miejsce bardzo przyjemne.
Poniżej tego naturalnego kąpieliska tworzy się szerokie rozlewisko. Można sobie usiąść w słońcu na kamieniach i obserwować skoki oraz otaczającą przyrodę.
Mariola
Za pierwszym razem nie dotarłam do urokliwego jeziora Rice Lake, gdyż na początku szlaku napotykam taką tablicę ostrzegawczą:
A poza tym jak okiem sięgnąć nie ma żadnych ludzi w odróżnieniu od uczęszczanego szlaku wzdłuż górskiej rzeki. Wtedy ostrzeżenie przed niedźwiedziami robiło na mnie duże wrażenie, bo to było jeszcze przed Alaską!!!!
Ale za drugim razem - mając bohaterskiego obrońcę w postaci męża - wybraliśmy się również tam.
Niestety, albo stety – niedźwiedzie się nie pokazały...
Jezioro jest pięknie położone wśród gór i lasów, ma liczne zatoczki i półwyspy.
Nad woda zwieszają się "włochate" gałęzie
Jest tam również drewniane molo, na którym urzędują wędkarze.
I żegnamy już tą piękną okolicę
Aby nie wracać tą samą drogą przechodzimy do małej wioski, a może przedmieścia i czekamy na autobus w pobliżu sklepiku wraz z małą knajpką, w której nawet można kupić lokalny miód.
Gdy później odwiedzamy słynny wiszący most w Parku Capilano , mogę jeszcze lepiej docenić zalety tego mniej znanego w Lynn Canyon Park.
W ogóle widokowo o wiele bardziej podoba mi się okolica tego mostu, a szczególnie rejon jeziora Rice Lake.
Przyznaję jednak, że pod względem atrakcji towarzyszacych – szczególnie gdy ktoś lubi skoki adrenaliny - most wiszący w Capilano nie ma sobie równych!
Mariola
Apisku, pięknie!!! I aż dziw bieże, że to wszystko w okolicach dużego miasta Pozazdrościć takich urbanistów
Asia, te góry i lasy to już zasługa natury.
Ale faktem jest, że i w mieście jest też wiele terenów zielonych, a to już działanie odpowiednich służb.
I jeszcze te parki są bardzo zadbane, klomby bez chwastów, krzewy przycinane, trawniki podlewane...
U nas czasami posadzą kwiaty i na tym koniec!
Mariola
Za dużo już chyba tych chaszczy i krzaczorów, a więc przenieśmy się na chwilę do miasta...
Wartym odwiedzenia miejscem jest nieduża wysepka – Granville Island - znajdująca się w niewielkiej zatoczce False Creek w pobliżu English Bay.
Niegdyś były to bagna, które na początku 20 wieku – gdy nastąpił boom gospodarczy - zamieniono na tereny przemysłowe oraz wybudowano tu magazyny portowe. Z biegiem lat, zarówno port, jak i zakłady produkcyjne przeniosły się w inne miejaca. Teren przez długie lata był zaniedbany i zupełnie niewykorzystany, choć znajdował się bardzo blisko centrum.
Dopiero pod koniec lat 70 ubiegłego wieku uporządkowano tą wysepkę i od razu stała się ona miejscem bardzo trendy.
Obecnie znajduje się na wysokich pozycjach "must see" Vancouveru.
Główną jej atrakcją jest wielka hala targowa, w której kupić można wszelkiego rodzaju lokalne, bardzo swieże produkty spożywcze począwszy od warzyw i owoców, poprzez kiełbasy, sery, ryby swieże i wędzone, w dawnym stylu słodycze i pieczywo oraz mnóstwo innych apetycznych rzeczy.
Na miejscu jest wiele knajpek, gdzie te wszystkie pyszności można popróbować.
Można też kupić tęczowe róże, jak najbardziej naturalne - macałam, bo mi się wierzyć nie chciało....
Tak naprawdę to wcale nie jest tam tak łatwo trafić. Otóż wyspa ma niezbyt atrakcyjne położenie - znajduje się bowiem pomiędzy dwoma wysokimi mostami.
I choć przejeżdzając mostami widywaliśmy ją, to jednak po opuszczeniu autobusu dojście tam okazało się dość skomplikowane. Pokonujemy pełno mostków, schodów, kilka razy przekraczamy jezdnię nieprawidłowo, bo przejść dla pieszych nie ma...
Wreszcie wita nas potężna brama z napisem Granville Island, a więc w końcu trafiamy!!!!
Z wszystkich stron przy nabrzeżach stoją ciasno upchane jachty, łódki i żaglówki.
Można tak sobie siedzieć w słoneczku nad wodą i kontemplować widoczki na miasto:
Albo na okoliczne mosty:
W pomalowanych na jaskrawe kolory blaszanych halach magazynowych usadowiły się modne knajpki, galerie sztuki, pracownie artystyczne, butiki z ciekawymi ciuchami i biżuterią indiańską, niszowe teatrzyki, kluby muzyczne.
Na zewnątrz przewalają się tłumy turystów, grają zespoły muzyczne, rzemieślnicy reklamują swoje wyroby, nad głowami przelatują skrzeczące mewy, a na wodzie kołyszą się jachty...
Taka trochę jarmarczno-festynowa atmosfera, ale ma to swój niepowtarzalny urok.
Drugi raz przychodzimy tu na kolację.
Szczególnie fajnie jest o zachodzie słońca, kiedy mosty rzucają głębki cień na wody zatoki, niebo robi się purpurowe, a wokół rozjarzają się kolorowe reklamy oraz okna okolicznych wieżowców.
Mariola
Haha-speak to the bear clearly
Oczywiscie,ze trzeba wyraznie do misia mowic,bo z jakims niewyraznym akcentem moze nie zrozumiec,ze nie jestesmy dzisiaj jego kolacja
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Huragan, tam żyją czarne niedźwiedzie mające o wiele łagodniejszy charakterek niż grizzly.
I być może one po tych łagodnych perswazjach, by jednak zeszły z naszej drogi - wykonując posłusznie polecenia, hahaha!!!!
A swoją drogą, ciekawe kto w czasie takiego spotkania, miałby ochotę dyskutować z niedźwiedziem...
Mariola
Widzieliśmy już wprawdzie jeden wiszący most w Lynn Canyon, ale nie można pominąć tego najsłynniejszego Capilano Suspension Brigde.
Tak akurat się złożyło, że możemy się tu wybrać tylko w czasie weekendu. Już sobie wyobrażam, jakie tam będą tłumy, biorąc pod uwagę pełnię sezonu turystycznego oraz dzień wolny od pracy, a więc i miejscowi pewnie zechcą odwiedzić do miejsce.
Do parku Capilano można dojechać liniowym autobusem, jak również bezpłatnym shuttle, który jedzie co 20 minut z położonego w centrum miasta – Canada Place, po drodze zatrzymując się pod większymi hotelami.
Jako, że i pod naszym staje, więc jedziemy...
Szybko mijamy centrum mało jeszcze zakorkowane – bo to dość wczesny niedzielny poranek - a następnie przecinamy zalesiony Stanley Park.
Tuż za nim wpadamy na najpotężniejszy z mostów w Van – Lions Gate Brigde. Jest to zbudowany w 1938 roku wiszący most o długości blisko 2 km nad zatoką Burrard Inlet prowadzący do północnych i zachodnich dzielnic miasta. Jego wysokość wynosi aż 111 metrów, gdyż odbywa się pod nim ruch wszystkich wielkich statków zmierzających do portu vancouverskiego.
Za mostem kończy się szeroka autostrada i wjeżdżamy w wąskie uliczki biegnące dolinami górskimi. Po obu stronach na zboczach stoją luksusowe rezydencje z przepięknych ogrodach. To właśnie północne i zachodnie dzielnice Van są najbardziej eleganckie, a domy w tych lokalizacjach kosztują majątek.
No, ale za takie widoki i swieże górskie powietrze trzeba zapłacić!!!!!
Dojeżdżamy na parking pod same kasy. Bilet wstępu kosztuje 40 CAD od osoby i w ramach tego mamy dostęp do wszystkich tutejszych atrakcji. A jest tu naprawdę mnóstwo do robienia i oglądania!!!!
Niewątpliwie główną atrakcją jest wiszący most Capilano Suspension Brigde o długości 137 metrów oraz o wysokości 70 m, który wybudowany został w 1889 roku nad rwącą górską rzeką o tej samej nazwie.
Drugą atrakcją jest Treetops Adventure, czyli ścieżka składająca się z siedmiu wiszących mostów zawieszonych pomiędzy ogromnymi jodłami liczącymi około 1300 lat. Niektóre mostki są dłuższe, inne krótsze, wysokości też różne, przy czym najwyższe na poziomie 30 metrów nad ziemią.
Trzecią - najnowszą atrakcją – jest oddany w 2011 toku – Cliffwalk. Jest to ścieżka biegnąca wzdłuż kilkudziesięciometrowego klifu opadającego do dna rzeki, składająca się z mostków, kładek, schodków i platform widokowych.
Mariola