Dochodzimy do mniejszej Balangi - Petit Anse La Blangue
Wracamy. Jesteśmy zmęczeni, słońcem, marszem solą. Pierwszy i jedyny raz bierzemy taxi. Płacimy 140 rupci czyli niecałe 40 zł. i jedziemy do hotelu. Moczymy się w basenie, pijemy drinki, w końcu trochę laby.
Sigma, pieknie pokazujesz nam Seszelki Dla mnie mają one swój urok nawet w pochmurny dzień, nam na Mahe ciągle właściwie padało, a wrażenia i tak były mega
Rozpoczynamy ostatni dzień na Praslinie, czyli wtorek. W środę o 10 rano mamy transport do Mariny i prom na LaDigue.
Plan dnia jest taki, że jedziemy na sam dół wyspy i oglądamy tamtejsze plaże. Trzeba się dostac na Anse Marie-Louise. Okazuje się że nie jest to takie proste. Zgodnie z rozkładem jazdy autobus miał być o 8:30. Czekamy na przystanku, przyjeżdża pierwszy do Zimbabwe przez Vallee de Mai, następny też i następny i następny. Podejmujemy decyzję, że idziemy pieszo i zaczniemy od naszej strony. Dlaczego tak nam zależało ??? Bo od Anse Marie-Loise idzie się w większości z górki. No cóż startujemy. Przeszliśmy może kilometr, oglądam się i widzę autobus do Jetty przez Anse Consolation, czyli nasz kierunek. Rozkładam błagalnie ręce i całe szczęście kierowca się zatrzymuje i nas zabiera. Mamy farta. Po 20 minutach dojeżdżamy do naszego przystanku.Wysiadamy i pędzimy zobaczyć Anse Marie-Louise.
Boziuniu...jak tam jest pięknie każda z tych plaż mi się podoba /nawet ta z glonami /
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Nie wiedzielismy że punt widokowy jest niedostępny udalismy się ścieżką pod górę, dzięki temu mielismy okazję zobaczyć fajne klimaty.
Ciąg dalszy Grand Anse Balanga
No i sa lazurki yaaaa No i oczywiscie ze czytamy
http://www.addicted-to-passion.com
Dochodzimy do mniejszej Balangi - Petit Anse La Blangue
Wracamy. Jesteśmy zmęczeni, słońcem, marszem solą. Pierwszy i jedyny raz bierzemy taxi. Płacimy 140 rupci czyli niecałe 40 zł. i jedziemy do hotelu. Moczymy się w basenie, pijemy drinki, w końcu trochę laby.
ja to bym mogła nawet tu zamieszkac
ale tyllko na tym wyjezdzie
a ja tu pod palemką cudnie
Sigma, pieknie pokazujesz nam Seszelki Dla mnie mają one swój urok nawet w pochmurny dzień, nam na Mahe ciągle właściwie padało, a wrażenia i tak były mega
Rozpoczynamy ostatni dzień na Praslinie, czyli wtorek. W środę o 10 rano mamy transport do Mariny i prom na LaDigue.
Plan dnia jest taki, że jedziemy na sam dół wyspy i oglądamy tamtejsze plaże. Trzeba się dostac na Anse Marie-Louise. Okazuje się że nie jest to takie proste. Zgodnie z rozkładem jazdy autobus miał być o 8:30. Czekamy na przystanku, przyjeżdża pierwszy do Zimbabwe przez Vallee de Mai, następny też i następny i następny. Podejmujemy decyzję, że idziemy pieszo i zaczniemy od naszej strony. Dlaczego tak nam zależało ??? Bo od Anse Marie-Loise idzie się w większości z górki. No cóż startujemy. Przeszliśmy może kilometr, oglądam się i widzę autobus do Jetty przez Anse Consolation, czyli nasz kierunek. Rozkładam błagalnie ręce i całe szczęście kierowca się zatrzymuje i nas zabiera. Mamy farta. Po 20 minutach dojeżdżamy do naszego przystanku.Wysiadamy i pędzimy zobaczyć Anse Marie-Louise.
Zaczyna się chmurzyć, znika słoneczko
Czas pożegnać Marie-Louis i idziemy pod górkę, później trochę z górki i dochodzimy do Anse Consolation.
Jak zwykle pustą.
Opuszczony dom przy plaży, wiele takich spotkalismy.
Opuszczamy Anse Consaolation idziemy do nastepnej plazy Anse Bois de Rose.
Jak widać ze słoneczkiem kiepsko.