Kilka faktów na temat rzeki Kavango - jej długość wynosi około 1600 km, swoje źródła posiada w Angoli i tam nazywa się Cubango, następnie już na terenie Namibii zmienia nazwę na Kavango, a swój bieg kończy w Botswanie, gdzie rozlewa się na pustyni Kalaharii na powierzchni 15000 km2, gdzie z kolei tworzy deltę Okavango... zdjęcia z lotu nad tym miejscem będą w dalszej części relacji
wracamy z rejsu, cykam jeszcze zachód słóńca i idziemy po ciemku się rozlokować i postawić namioty, bo wcześniej nie było na to czasu...
po kolacji szybka kąpiel w zimnej wodzie... bo ciepła nagrzewana jest za pomocą baterii słonecznych, a że jest już ciemno, to...
potem idziemy jeszcze do recepcji pogadać z Jurkiem, bo chcemy wiedzieć co załatwił odnośnie naszego felernego auta... Jak się okazuje części nigdzie nie ma, a na nowy samochód też nie mamy co liczyć. To już zaczyna być mocno irytujące, żeby nie napisac dosadniej... wszystkie fury w trasie... a takim złomem to my nigdzie nie dojedziemy, a przecież to dopiero początek naszej wyprawy...
Wydaje mi się, że awaria opony, czy rozwalenie resoru bądź amortyzatora to całkiem realne w takich ekstremalnych warunkach drogowych i trudno tu winić organizatora. Choć myślę, że to nie był szczególny przypadek - więc mogliby te najbardziej narażone na awarie części mieć na składzie.
Natomiast brak kanistra/baniaka/ pojemnika na dodatkową benzyne - biorąc pod uwagę bezludne, mało uczęszczane okolice - to trochę niedopatrzenie organizacyjne.
W trakcie załatwiania formalności związanych z wynajęciem auta na Alasce pytano nas czy zamierzamy jechać poza Koło Podbiegunowe, gdyż w te rejony dawali właśnie kanister i radzili go napełnić na terenach, gdzie jeszcze są częstsze stacje benzynowe.
Więc trochę mnie dziwi, ze organizatorzy pominęli taką oczywistą rzecz, mając przecież doswiadczenie....
Apisku... masz rację... z tego co napisałem w takim tonie tak to powinno wyglądać..ale są pewne ale...
opona tego samochodu codziennie rano była flakiem... po 3 dniach pytamy Erastusa czemu nie wymienić całego koła na nowy zapas.., a on nam odpowiada, że zapasowe są w jeszcze gorszym stanie !!!!!
Resor można urwać... tym bardziej że przedzieramy się przez piaski, dziury... 85% naszych dróg to bezdroża - mniejszy lub większy piach... samochody podobno serwisowane są w najlepszej stacji przeglądowej w Afryce, a zawieszenie do furmanek ściągane jest specjalnie z Australii do najbardziej ekstremalnej jazdy... ale jak się okazuje, że resor trzy z pięciu pękniętych piór (sprawdziłem na googlach jak się te metalowe części nazywają, bo mechanik ze mnie żaden) ma zniszczonych przed naszym wypożyczeniem samochodu to można się wkurwić... Te pęknięte pióra są mocno pordzewiałe (mam zdjęcia porobione), czyli nie wydarzyło się to podczas naszej wyprawy, tym bardzioej, że do tej pory jeździmy po suchym terenie.... wygląda na to , że tę pęknięcia mają przynajmnej po 2-3 lata... a te nowo urwane wyglądają zupełnie inaczej... po prostu Bocian safaris dał nam rzęcha, który nie spełniał żadnych standaratów, a wiedział, że jedziemy z dziećmi, przez piachy, przez które mało kto się decyduje przedzierać... swoją drogą od 10 dnia podróży akumulator też nam padł i każdy postój nawet na tankowanie, kończył się podpinaniem kabli, żeby odpalić podobno serwisoaną przed każdym wyjazdem w trasę furę...
Lordziu, mam deja vu.... Pamiętasz, jak w mojej relacji z Tanzanii byłeś zbulwersowany stanem naszych dyliżansów: zepsutym zawieszeniem, urwniem koła i brakiem paliwa.....
Czekam na ciąg dalszy no i WIĘCEJ zwirząt.
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Huragan, rzeczywiście hipy to najniebezpieczniejsze zwierzęta w Afryce, najwięcej ludzi ginie właśnie przy spotkaniach z hipami, spośród wszystkich afrykańskich zwierząt.
Dana
Tomek... przebywamy na ternach, gdzie panują słonie... że też nie pomyśleliśmy, żeby ujarzmić kilku niezbyt dużych samców
Lamia.. owszem, że pamiętam... ale żal mam głównie o to, że Bocian dysponował różnymi samochodami, a 3 nowe zakupił i przystosował miesiąc przed naszym wyjazdem... a nam wcisnął takiego trupa...
Następnego dnia rano zwijamy manatki i po śniadaniu wyruszamy w drogę. W planach mieliśmy krótki game drive po uroczym podobno Mahango Reserve, ale ze względu na zepsuty samochód rezygnujemy. Safari po piasku, a w takich warunkach nasz dyliżans nie dałby rady. Najważniejsze jest dotarcie teraz po asfalcie do naszego kolejnego noclegu w Namushasha Lodge ... cały czas czekamy też na informację, odnośnie nowego resoru do naszego samochodu.
ten znak pokazuje, że kończy się asfalt, a zaczyna szuter
chłopaki robią jeszcze raz zdjęcia resora i wysyłaj do Jurka... ja w tym czasie robię im zdjęcie
za moimi dziewczynami.... biały "trup"
Ten dzień miał być lajtowy, pełen relaksu.. ale czy w takich warunkach można się relaksować i odpoczywać? Okazuje się, że nowa część będzie, ale dopiero za 3 dni... Szczęście w nieszczęściu, że kolejne dwa noclegi mamy w Zimbabwe nad Wodpspadami Victorii i przeznaczymy je na fakultety. Samochody raczej nie będą nam potrzebne, tylko jak przedrzeć się przez dwie granice (Namibia-Botswana, Botswana-Zimbabwe) w jedenaście osób w dwóch samochodach... Zepsuta fura musi zostać naprawiona w Namibii, a nastęnie przyjedzie nią Erastus do nas do Zimbabwe.
Cała nasza dzisiejsza droga prowadzi przez Caprivi i teren Parku Narodowego Bwabata. Trasa udekorowana jest znakami drogowymi "uwaga słonie" . Jest to szlak największej populacji słoni migrującej od Chobe do Zambezi. Podczas przejazdu należy być bardzo ostrożnym, bowiem ogromne stada lubią przebiegać przez główną drogę. Nam niestety nie dane było spotkać w tym miejscu choćby jednego słonia
Wczesnym popołudniem docieramy do naszej lodgy i w sumie to nie mamy żadnego planu na dalszą część dnia. Jest basenik z lodowatą wodą, zimne piwko, książka, leżaczek, a wieczorem kolacja.
Następnego dnia jedziemy do Katima Mulilo, w miarę dużego, jak na namibijskie warunki, miasta. Zatankujemy tam pod korek nasze limuzyny (520 N$), wymienimy jeszcze trochę pieniędzy, ponieważ w powrotnej drodze, jak będziemy się przedzierać przez pustynię Kalahari, nie będzie już żadnego banku, a namibijskie dolary będą nam z pewnością jeszcze potrzebne. Żegnamy się również z Erastusem, z nadzieją, że przyjedzie do nas do Zimbabwe za 2 dni z samego rana naprawionym samochodem. Musimy jeszcze znaleźć też jakiś transport dla jednej osoby, bo w 11 osób w dwóch furach nie uda nam się przekroczyć granicy. Sprawa wcale nie jest taka prosta, jak się wcześniej wydawało. Erastus mówi, że transport musimy załatwić tutaj, na granicy nikt nas nie zabierze. Po godzinie poszukiwań, chodząc od stacji do stacji benzynowej, udaje nam się znaleźć jednego kierowcę, który zabierze mnie swoim leciwym Golfem III . Koszt takiej przejażdżki to 1500 N$ + opłaty graniczne.
Na granicach sprawa wygląda następująco: opuszczamy Namibię czy to Botswanę na jednym przejściu granicznym, potem jest odcinek kilkuset metrów pasa granicznego i kolejna kontrola w Botswanie/Zimbabwe. Koszt przekroczenia granicy samochodu osobowego Namibii z Botswaną: 90 PUL = 120 N$. Wizy na wjeździe do Botswany nie obowiązują. Ale papierologia już tak. Przy każdym wyjeździe/wjeździe z/do Namibii czy Botswany wypełniamy deklaracją skąd jedziemy , dokąd, w jakim celu, miejsce kolejnego noclegu, numery paszportów, numery rejestracyjne samochodów, ilość osób w samochodzie itd., itp. .
Na nasze szczęście kolejek na granicach nie ma, przeprawiamy się dosyć sprawnie, a jest to tyle istotne, że granica Botswana -Zimbabwe zamykana jest o godzinie 18.00, a nie planowaliśmy, że znalezienie samochodu z kierowcą dla mnie zajmie nam tyle czasu...
Tutaj zdjęcie sprzed samego wjazdu do Botswany od strony Namibii.
opłata graniczna za samochód terenowy na wjeździe do Zimbabwe kosztuje 105 $ ( w Zimbabwe jedyną obowiązującą walutą jest dolar amerykański). Jak się później okaże, opłata ta wcale nie jest stała i zależy w dużej mierze od celnika, który obsługuje w danej chwili samochód.... Ersatus 2 dni później zapłaci 135 $ . Wiza jednokrotnego wjazdu do Zimbabwe to koszt 30$.
Do Victoria Falls docieramy wieczorkiem... szybki skok na sklep z piwkiem, a potem trzeba wyruszyć na miasto i zarezerwować jakieś fakultety na kolejne 1,5 dnia
Kilka faktów na temat rzeki Kavango - jej długość wynosi około 1600 km, swoje źródła posiada w Angoli i tam nazywa się Cubango, następnie już na terenie Namibii zmienia nazwę na Kavango, a swój bieg kończy w Botswanie, gdzie rozlewa się na pustyni Kalaharii na powierzchni 15000 km2, gdzie z kolei tworzy deltę Okavango... zdjęcia z lotu nad tym miejscem będą w dalszej części relacji
wracamy z rejsu, cykam jeszcze zachód słóńca i idziemy po ciemku się rozlokować i postawić namioty, bo wcześniej nie było na to czasu...
po kolacji szybka kąpiel w zimnej wodzie... bo ciepła nagrzewana jest za pomocą baterii słonecznych, a że jest już ciemno, to...
potem idziemy jeszcze do recepcji pogadać z Jurkiem, bo chcemy wiedzieć co załatwił odnośnie naszego felernego auta... Jak się okazuje części nigdzie nie ma, a na nowy samochód też nie mamy co liczyć. To już zaczyna być mocno irytujące, żeby nie napisac dosadniej... wszystkie fury w trasie... a takim złomem to my nigdzie nie dojedziemy, a przecież to dopiero początek naszej wyprawy...
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Hipcie to gorsze killery niz ten krokodyl.Nie mieliscie cykora plywac na tym malych lodeczkach tam?
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Lordziu,
Wydaje mi się, że awaria opony, czy rozwalenie resoru bądź amortyzatora to całkiem realne w takich ekstremalnych warunkach drogowych i trudno tu winić organizatora. Choć myślę, że to nie był szczególny przypadek - więc mogliby te najbardziej narażone na awarie części mieć na składzie.
Natomiast brak kanistra/baniaka/ pojemnika na dodatkową benzyne - biorąc pod uwagę bezludne, mało uczęszczane okolice - to trochę niedopatrzenie organizacyjne.
W trakcie załatwiania formalności związanych z wynajęciem auta na Alasce pytano nas czy zamierzamy jechać poza Koło Podbiegunowe, gdyż w te rejony dawali właśnie kanister i radzili go napełnić na terenach, gdzie jeszcze są częstsze stacje benzynowe.
Więc trochę mnie dziwi, ze organizatorzy pominęli taką oczywistą rzecz, mając przecież doswiadczenie....
Ciekawa jestem tych innych przygód!!!!
Mariola
Apisku... masz rację... z tego co napisałem w takim tonie tak to powinno wyglądać..ale są pewne ale...
opona tego samochodu codziennie rano była flakiem... po 3 dniach pytamy Erastusa czemu nie wymienić całego koła na nowy zapas.., a on nam odpowiada, że zapasowe są w jeszcze gorszym stanie !!!!!
Resor można urwać... tym bardziej że przedzieramy się przez piaski, dziury... 85% naszych dróg to bezdroża - mniejszy lub większy piach... samochody podobno serwisowane są w najlepszej stacji przeglądowej w Afryce, a zawieszenie do furmanek ściągane jest specjalnie z Australii do najbardziej ekstremalnej jazdy... ale jak się okazuje, że resor trzy z pięciu pękniętych piór (sprawdziłem na googlach jak się te metalowe części nazywają, bo mechanik ze mnie żaden) ma zniszczonych przed naszym wypożyczeniem samochodu to można się wkurwić... Te pęknięte pióra są mocno pordzewiałe (mam zdjęcia porobione), czyli nie wydarzyło się to podczas naszej wyprawy, tym bardzioej, że do tej pory jeździmy po suchym terenie.... wygląda na to , że tę pęknięcia mają przynajmnej po 2-3 lata... a te nowo urwane wyglądają zupełnie inaczej... po prostu Bocian safaris dał nam rzęcha, który nie spełniał żadnych standaratów, a wiedział, że jedziemy z dziećmi, przez piachy, przez które mało kto się decyduje przedzierać... swoją drogą od 10 dnia podróży akumulator też nam padł i każdy postój nawet na tankowanie, kończył się podpinaniem kabli, żeby odpalić podobno serwisoaną przed każdym wyjazdem w trasę furę...
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Takie podróże właśnie lubię...no może niekoniecznie z urwanymi piórami i pustym bakiem ...ale gdzie adrenalina jest na odpowiednim poziomie...
Kilka wielbłądów załatwiłoby sprawę
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Lordziu, mam deja vu.... Pamiętasz, jak w mojej relacji z Tanzanii byłeś zbulwersowany stanem naszych dyliżansów: zepsutym zawieszeniem, urwniem koła i brakiem paliwa.....
Czekam na ciąg dalszy no i WIĘCEJ zwirząt.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Huragan, rzeczywiście hipy to najniebezpieczniejsze zwierzęta w Afryce, najwięcej ludzi ginie właśnie przy spotkaniach z hipami, spośród wszystkich afrykańskich zwierząt.
Dana
Tomek... przebywamy na ternach, gdzie panują słonie... że też nie pomyśleliśmy, żeby ujarzmić kilku niezbyt dużych samców
Lamia.. owszem, że pamiętam... ale żal mam głównie o to, że Bocian dysponował różnymi samochodami, a 3 nowe zakupił i przystosował miesiąc przed naszym wyjazdem... a nam wcisnął takiego trupa...
Następnego dnia rano zwijamy manatki i po śniadaniu wyruszamy w drogę. W planach mieliśmy krótki game drive po uroczym podobno Mahango Reserve, ale ze względu na zepsuty samochód rezygnujemy. Safari po piasku, a w takich warunkach nasz dyliżans nie dałby rady. Najważniejsze jest dotarcie teraz po asfalcie do naszego kolejnego noclegu w Namushasha Lodge ... cały czas czekamy też na informację, odnośnie nowego resoru do naszego samochodu.
ten znak pokazuje, że kończy się asfalt, a zaczyna szuter
chłopaki robią jeszcze raz zdjęcia resora i wysyłaj do Jurka... ja w tym czasie robię im zdjęcie
za moimi dziewczynami.... biały "trup"
Ten dzień miał być lajtowy, pełen relaksu.. ale czy w takich warunkach można się relaksować i odpoczywać? Okazuje się, że nowa część będzie, ale dopiero za 3 dni... Szczęście w nieszczęściu, że kolejne dwa noclegi mamy w Zimbabwe nad Wodpspadami Victorii i przeznaczymy je na fakultety. Samochody raczej nie będą nam potrzebne, tylko jak przedrzeć się przez dwie granice (Namibia-Botswana, Botswana-Zimbabwe) w jedenaście osób w dwóch samochodach... Zepsuta fura musi zostać naprawiona w Namibii, a nastęnie przyjedzie nią Erastus do nas do Zimbabwe.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Cała nasza dzisiejsza droga prowadzi przez Caprivi i teren Parku Narodowego Bwabata. Trasa udekorowana jest znakami drogowymi "uwaga słonie" . Jest to szlak największej populacji słoni migrującej od Chobe do Zambezi. Podczas przejazdu należy być bardzo ostrożnym, bowiem ogromne stada lubią przebiegać przez główną drogę. Nam niestety nie dane było spotkać w tym miejscu choćby jednego słonia
Wczesnym popołudniem docieramy do naszej lodgy i w sumie to nie mamy żadnego planu na dalszą część dnia. Jest basenik z lodowatą wodą, zimne piwko, książka, leżaczek, a wieczorem kolacja.
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Następnego dnia jedziemy do Katima Mulilo, w miarę dużego, jak na namibijskie warunki, miasta. Zatankujemy tam pod korek nasze limuzyny (520 N$), wymienimy jeszcze trochę pieniędzy, ponieważ w powrotnej drodze, jak będziemy się przedzierać przez pustynię Kalahari, nie będzie już żadnego banku, a namibijskie dolary będą nam z pewnością jeszcze potrzebne. Żegnamy się również z Erastusem, z nadzieją, że przyjedzie do nas do Zimbabwe za 2 dni z samego rana naprawionym samochodem. Musimy jeszcze znaleźć też jakiś transport dla jednej osoby, bo w 11 osób w dwóch furach nie uda nam się przekroczyć granicy. Sprawa wcale nie jest taka prosta, jak się wcześniej wydawało. Erastus mówi, że transport musimy załatwić tutaj, na granicy nikt nas nie zabierze. Po godzinie poszukiwań, chodząc od stacji do stacji benzynowej, udaje nam się znaleźć jednego kierowcę, który zabierze mnie swoim leciwym Golfem III . Koszt takiej przejażdżki to 1500 N$ + opłaty graniczne.
Na granicach sprawa wygląda następująco: opuszczamy Namibię czy to Botswanę na jednym przejściu granicznym, potem jest odcinek kilkuset metrów pasa granicznego i kolejna kontrola w Botswanie/Zimbabwe. Koszt przekroczenia granicy samochodu osobowego Namibii z Botswaną: 90 PUL = 120 N$. Wizy na wjeździe do Botswany nie obowiązują. Ale papierologia już tak. Przy każdym wyjeździe/wjeździe z/do Namibii czy Botswany wypełniamy deklaracją skąd jedziemy , dokąd, w jakim celu, miejsce kolejnego noclegu, numery paszportów, numery rejestracyjne samochodów, ilość osób w samochodzie itd., itp. .
Na nasze szczęście kolejek na granicach nie ma, przeprawiamy się dosyć sprawnie, a jest to tyle istotne, że granica Botswana -Zimbabwe zamykana jest o godzinie 18.00, a nie planowaliśmy, że znalezienie samochodu z kierowcą dla mnie zajmie nam tyle czasu...
Tutaj zdjęcie sprzed samego wjazdu do Botswany od strony Namibii.
opłata graniczna za samochód terenowy na wjeździe do Zimbabwe kosztuje 105 $ ( w Zimbabwe jedyną obowiązującą walutą jest dolar amerykański). Jak się później okaże, opłata ta wcale nie jest stała i zależy w dużej mierze od celnika, który obsługuje w danej chwili samochód.... Ersatus 2 dni później zapłaci 135 $ . Wiza jednokrotnego wjazdu do Zimbabwe to koszt 30$.
Do Victoria Falls docieramy wieczorkiem... szybki skok na sklep z piwkiem, a potem trzeba wyruszyć na miasto i zarezerwować jakieś fakultety na kolejne 1,5 dnia
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...