Czasem żwirek przechodził w morzu w piasek ( ale rzadko!!!), częściej w otoczaki mniejsze lub większe. A w niektórych miejscach, szczególnie na skrajach plaży bywały dość ostre skały opanowane przez jeżowce, a z nimi to mam niemiłe doświadczenie...
Generalnie wyjątkowo - jak na greckie wyspy - dużo jest piaszczystych plaż na Skiathos. Tak że jak ktoś sie w takich lubuje, to polecam tą wysepkę.
Z tą opustoszałą knajpką - to też myśleliśmy, że ona późno zaczyna działalność, ale raz weszliśmy tam już po zachodzie słońca, kiedy wszystkie przybulwarkowe tawerny były pełne, a tam nadal pusto.
A Skolepos nie ma życia nocnego, więc jakiś klub to też nie był!
Nelcia, o te kociaki to się martwiłam, że jak nie ma klienteli, to i resztek po nich brak, więc i koty mogą mieć cieńko, nie tylko właściciele....żal!!!
Bajka, ta plaża jest na Skopelos i nazywa się Stafilos. Zaraz obok niej jest plaża Velanio, która mi się najbardziej spodobała. Ale podobno w pełni sezonu obie są zatłoczone, bo stosunkowo łatwo dojechać do nich ze stolicy, gdzie zatrzymuje się wielu turystów.
no musze .... cudne zdjęcie KOchana, nie dość, że kolorystycznie dobrałaś się z otoczeniem, to pozę przyjełaś niczym waleczna grecka bogini..... SWIETNE!
Pora się zdecydować , gdzie będziemy jeść kolację...
I pomimo, że właściciele naszego hoteliku radzili nam zajść na kolację do tawerny znajdującej się dalej od nabrzeża, że niby bardziej autentyczna kuchnia – taka dla Greków, a nie pod turystów - to jednak ten widok wody z kołyszącymi się łódkami jest tak bardzo wakacyjny, że wybieramy jedną z tawern mieszczących się nad samym morzem przy deptaku. Nazwy nie pamiętam, miałam gdzieś wizytówki z wszystkich odwiedzonych tawern, ale mi je wcięło!!!!
Jedzenie jak zwykle dobre...
Wszędzie w Grecji zamawiam moją ukochaną przystawkę tiropitę. Jest to zawinięta w cieniutkie ciasto filo ( coś jak francuskie) feta zrobiona na ostro z cebulką i czymś tam jeszcze. Miewają one różne kształty, czasem półksiężyce jak pierożki, czasem prostokąciki lub trójkąty.
A tylko tutaj na Skopelos podawane są w zupełnie innej postaci, a mianowicie w kształcie złocistego zwiniętego rulonika, coś jak skręcony wąż.
Te tutejsze są o wiele większe, i cholernie sycące – tak jak zresztą wszędzie - jako że smażone na głębokim tłuszczu. Ale pycha!!!!
Normalnie zamawiam tiropitę jako przystawkę, ale na Skopelos we wszystkich tawernach, w których bywaliśmy, może śmiało być daniem zasadniczym ze względu na swoją wielkość.
Są też takie same ze szpinakiem mocno przyprawionym czosnkiem i nazywają się spanakopity.
Jeszcze jedną pychotkę tu odkryłam – smażone kwiaty cukinii w cieście – też świetne.
Tu na fotce razem z dolmades, czyli coś ala gołąbkami w liściach winogronowych, a to złociste to właśnie kwiat cukinii w cieście, jeszcze może być faszerowany mięskiem...
Ale ja to w ogóle jestem fanką greckiej kuchni. Z wyjątkiem wszelkich morskich stworów, ale mąż to z nawiązką nadrabia!!!
Oczywiście nie spodziewałam się, że tyripita będzie taka ogromna i jako danie zasadnicze zamówiłam bakłażany zapiekane pod beszamelem i posypane fetą. Jak się rzuciłam na tą teropitę, to już na bakłażany miejsca nie starczyło.
Mąż pożera odnóża ośmiornicy z grilla.
A do tego mamy żywą muzykę – grajek podśpiewuje smętne melodyjki szarpiąc struny buzuki.
Gdy zachodzimy do wypożyczalni by odebrać auto jest już prawie ciemno...
Teraz czeka nas 15-kilometrowa jazda krętymi, wąskimi, górskimi drogami w kompletnych ciemnościach. A w dodatku większość kierunkowskazów – jeśli w ogóle jakieś są – jest napisanych cyrylicą, więc nazw miejscowości możemy się tylko domyślać.
Przejeżdżamy przez kompletnie uśpione kurorciki, nawet w otwartych jeszcze tawernach siedzą tylko nieliczni goście.
W naszym hoteliku też jeszcze parę osób okupuje barek...Widać – stali bywalcy, bo właściciele bawią się z nimi...
Tak więc - dla lubiących nocne życie pozostaje tylko stolica!!!! Reszta wyspy – dla miłośników przyrody i pięknych widoczków!
Nas usypiają grające cykady i szum fal morskich.
A skoro świt pobudkę robią piejące koguty i dzwoniące dzwoneczkami owce wędrujące po stokach gór.
Następnego dnia po śniadaniu wyruszamy w objazd północno-zachodniej części wyspy.
Zaczynamy od położonej prawie na samym końcu wyspy miejscowości Glossa.
To drugie co do wielkości miasteczko na wyspie, w którym również znajduje się przystań promowa. Wszystkie promy i wodoloty płynące z Volos w Grecji kontynentalnej zatrzymują się w Skiathos, a następnie w Glossie i dopiero na końcu w Skopelos.
Glossa też leży na stromym zboczu, wznoszącym się ponad 200 metrów nad poziomem morza, jej wąskie uliczki i białe domki mają podobny charakter jak w stolicy.
U podnóża Glossy leży port Loutraki, do którego właśnie przybijają promy.
W średniowieczu Loutraki miało większe znaczenie, jednak częste napady piratów spowodowały konieczność zbudowania nowej osady na wysokich trudno dostępnych skałach. I w ten sposób powstała Glossa zawieszona jakby na pionowym nadmorskim klifie. Większość mieszkańców przeniosła się w bezpieczne miejsce, a Loutraki stała się senną rybacką wioską i taką jest do dzisiaj, choć w sezonie jest tu spory ruch promowy.
Na szczycie jest główny plac miejski z fajną - zacienioną pergolą z winorośli - knajpką, gdzie można odpocząć po wspinaczce stromymi uliczkami i napić się frappy.
Miasteczko jest bardzo urokliwe i o wiele spokojniejsze niż stolica. Głównymi odwiedzającymi te okolice są Grecy z lądu stałego, a zatem mniej ludzi mówi tu po angielsku. Nie ma tu także barów z tradycyjnymi „angielskimi śniadaniami” czy kiosków z międzynarodową prasą czy suwenirami.
Mieszkańcy żyją swoim życiem, choć niewątpliwie właściciele tawern zainteresowani są jak najbardziej turystami...
W starej Glossie raczej nie sposób poruszać się autem. Strome drogi zbudowane parę wieków temu służyć miały ludziom, ewentualnie osiołkom, a zatem prawie wszędzie są mniej lub bardziej łagodne schody.
Kwiatki jakimś cudem wyrastają z muru...
Dobrym miejscem do zostawienia auta jest spory parking przy kościele tuż przy wjeździe do miasteczka.
W czasie pobytu na Skopelos koniecznie trzeba odwiedzić to miejsce, bardzo autentyczne, bez śladu blichtru i komercji, które zachowało wiele uroku z dawnych lat i nie dało się na siłę unowocześnić.
ale fajne kociaki spotkaliście . Fajnie sie wkomponowują w te piekne greckie krajobrazy ..
No trip no life
Apisku a ta fotka to skopelos czy skiathos ??????????????????????????????? pamiętasz może co to za plaża???
Trina, z tym piaseczkiem - to różnie bywało...
Czasem żwirek przechodził w morzu w piasek ( ale rzadko!!!), częściej w otoczaki mniejsze lub większe. A w niektórych miejscach, szczególnie na skrajach plaży bywały dość ostre skały opanowane przez jeżowce, a z nimi to mam niemiłe doświadczenie...
Generalnie wyjątkowo - jak na greckie wyspy - dużo jest piaszczystych plaż na Skiathos. Tak że jak ktoś sie w takich lubuje, to polecam tą wysepkę.
Z tą opustoszałą knajpką - to też myśleliśmy, że ona późno zaczyna działalność, ale raz weszliśmy tam już po zachodzie słońca, kiedy wszystkie przybulwarkowe tawerny były pełne, a tam nadal pusto.
A Skolepos nie ma życia nocnego, więc jakiś klub to też nie był!
Nelcia, o te kociaki to się martwiłam, że jak nie ma klienteli, to i resztek po nich brak, więc i koty mogą mieć cieńko, nie tylko właściciele....żal!!!
Bajka, ta plaża jest na Skopelos i nazywa się Stafilos. Zaraz obok niej jest plaża Velanio, która mi się najbardziej spodobała. Ale podobno w pełni sezonu obie są zatłoczone, bo stosunkowo łatwo dojechać do nich ze stolicy, gdzie zatrzymuje się wielu turystów.
Mariola
ok dzięki za odpis Apisku, a na skiathos , która z plaż była twoją faworytką ???? a plaża w samej stolicy skopelos town to pewnie brzydka????
no musze .... cudne zdjęcie KOchana, nie dość, że kolorystycznie dobrałaś się z otoczeniem, to pozę przyjełaś niczym waleczna grecka bogini..... SWIETNE!
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Bajka, na Skiathos najbliższa ( i pod względem odległości i symatii) była dla mnie plaża Maratha w Koukounaries.
To niby plaża hotelowa, ale widziałam, że schodzili na nią ludzie podjeżdżający wynajętymi samochodami. Nikt tam nikogo z plaży nie przeganiał!!!
Plaże w Skopelos (stolicy) istotnie są ( jak na mój gust) bardzo brzydkie. W życiu nie chciałabym tam spędzać czasu!!!
Większość turystów dojeżdża z miasteczka do ładnych plaż autobusem lub busikiem często kursującym. Można też oczywiście taxi lub wynajętym autem.
Momi, dzięki, rzeczywiście kolorystyką się wpasowałam...
Mariola
Pora się zdecydować , gdzie będziemy jeść kolację...
I pomimo, że właściciele naszego hoteliku radzili nam zajść na kolację do tawerny znajdującej się dalej od nabrzeża, że niby bardziej autentyczna kuchnia – taka dla Greków, a nie pod turystów - to jednak ten widok wody z kołyszącymi się łódkami jest tak bardzo wakacyjny, że wybieramy jedną z tawern mieszczących się nad samym morzem przy deptaku. Nazwy nie pamiętam, miałam gdzieś wizytówki z wszystkich odwiedzonych tawern, ale mi je wcięło!!!!
Jedzenie jak zwykle dobre...
Wszędzie w Grecji zamawiam moją ukochaną przystawkę tiropitę. Jest to zawinięta w cieniutkie ciasto filo ( coś jak francuskie) feta zrobiona na ostro z cebulką i czymś tam jeszcze. Miewają one różne kształty, czasem półksiężyce jak pierożki, czasem prostokąciki lub trójkąty.
A tylko tutaj na Skopelos podawane są w zupełnie innej postaci, a mianowicie w kształcie złocistego zwiniętego rulonika, coś jak skręcony wąż.
Te tutejsze są o wiele większe, i cholernie sycące – tak jak zresztą wszędzie - jako że smażone na głębokim tłuszczu. Ale pycha!!!!
Normalnie zamawiam tiropitę jako przystawkę, ale na Skopelos we wszystkich tawernach, w których bywaliśmy, może śmiało być daniem zasadniczym ze względu na swoją wielkość.
Są też takie same ze szpinakiem mocno przyprawionym czosnkiem i nazywają się spanakopity.
Jeszcze jedną pychotkę tu odkryłam – smażone kwiaty cukinii w cieście – też świetne.
Tu na fotce razem z dolmades, czyli coś ala gołąbkami w liściach winogronowych, a to złociste to właśnie kwiat cukinii w cieście, jeszcze może być faszerowany mięskiem...
Ale ja to w ogóle jestem fanką greckiej kuchni. Z wyjątkiem wszelkich morskich stworów, ale mąż to z nawiązką nadrabia!!!
Oczywiście nie spodziewałam się, że tyripita będzie taka ogromna i jako danie zasadnicze zamówiłam bakłażany zapiekane pod beszamelem i posypane fetą. Jak się rzuciłam na tą teropitę, to już na bakłażany miejsca nie starczyło.
Mąż pożera odnóża ośmiornicy z grilla.
A do tego mamy żywą muzykę – grajek podśpiewuje smętne melodyjki szarpiąc struny buzuki.
Gdy zachodzimy do wypożyczalni by odebrać auto jest już prawie ciemno...
Teraz czeka nas 15-kilometrowa jazda krętymi, wąskimi, górskimi drogami w kompletnych ciemnościach. A w dodatku większość kierunkowskazów – jeśli w ogóle jakieś są – jest napisanych cyrylicą, więc nazw miejscowości możemy się tylko domyślać.
Przejeżdżamy przez kompletnie uśpione kurorciki, nawet w otwartych jeszcze tawernach siedzą tylko nieliczni goście.
W naszym hoteliku też jeszcze parę osób okupuje barek...Widać – stali bywalcy, bo właściciele bawią się z nimi...
Tak więc - dla lubiących nocne życie pozostaje tylko stolica!!!! Reszta wyspy – dla miłośników przyrody i pięknych widoczków!
Nas usypiają grające cykady i szum fal morskich.
A skoro świt pobudkę robią piejące koguty i dzwoniące dzwoneczkami owce wędrujące po stokach gór.
I to nam w zupełności wystarcza do szczęścia!!!
Mariola
Następnego dnia po śniadaniu wyruszamy w objazd północno-zachodniej części wyspy.
Zaczynamy od położonej prawie na samym końcu wyspy miejscowości Glossa.
To drugie co do wielkości miasteczko na wyspie, w którym również znajduje się przystań promowa. Wszystkie promy i wodoloty płynące z Volos w Grecji kontynentalnej zatrzymują się w Skiathos, a następnie w Glossie i dopiero na końcu w Skopelos.
Glossa też leży na stromym zboczu, wznoszącym się ponad 200 metrów nad poziomem morza, jej wąskie uliczki i białe domki mają podobny charakter jak w stolicy.
U podnóża Glossy leży port Loutraki, do którego właśnie przybijają promy.
W średniowieczu Loutraki miało większe znaczenie, jednak częste napady piratów spowodowały konieczność zbudowania nowej osady na wysokich trudno dostępnych skałach. I w ten sposób powstała Glossa zawieszona jakby na pionowym nadmorskim klifie. Większość mieszkańców przeniosła się w bezpieczne miejsce, a Loutraki stała się senną rybacką wioską i taką jest do dzisiaj, choć w sezonie jest tu spory ruch promowy.
Na szczycie jest główny plac miejski z fajną - zacienioną pergolą z winorośli - knajpką, gdzie można odpocząć po wspinaczce stromymi uliczkami i napić się frappy.
Miasteczko jest bardzo urokliwe i o wiele spokojniejsze niż stolica. Głównymi odwiedzającymi te okolice są Grecy z lądu stałego, a zatem mniej ludzi mówi tu po angielsku. Nie ma tu także barów z tradycyjnymi „angielskimi śniadaniami” czy kiosków z międzynarodową prasą czy suwenirami.
Mieszkańcy żyją swoim życiem, choć niewątpliwie właściciele tawern zainteresowani są jak najbardziej turystami...
W starej Glossie raczej nie sposób poruszać się autem. Strome drogi zbudowane parę wieków temu służyć miały ludziom, ewentualnie osiołkom, a zatem prawie wszędzie są mniej lub bardziej łagodne schody.
Kwiatki jakimś cudem wyrastają z muru...
Dobrym miejscem do zostawienia auta jest spory parking przy kościele tuż przy wjeździe do miasteczka.
W czasie pobytu na Skopelos koniecznie trzeba odwiedzić to miejsce, bardzo autentyczne, bez śladu blichtru i komercji, które zachowało wiele uroku z dawnych lat i nie dało się na siłę unowocześnić.
To taka druga perełka po stolicy.
Mariola
apisku* cudnie
Przepraszam ale już dawno miałam Ci napisać że męża to masz przystojnego.
basia35
Basia, dzięki!!!
Szczególnie za tego męża, co go mam już od 45 lat i jakoś się nie opatrzył!
Mariola