--------------------

____________________

 

 

 



Australia (Melbourne, Tasmania, Sydney) - dlaczego warto tam jechać?

186 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Ostatnim punktem programu w parku jest wizyta na przylądku Tourville Cape. Przylądek znajduje się na wysokim klifie, na szczycie którego stoi latarnia morska. Nie ma tu jednak na tym pustkowiu latarnika – latarnia jest automatyczna...

Z parkingu robimy spacer wzdłuż skalistego wybrzeża w widokiem na dwie małe wysepki Nuggets znajdujące się niedaleko lądu.

Na przybrzeżnych skałkach i niewielkich plażach w zatoczkach wylegują się foki. Schodzimy stromą ścieżką prowadzącą na jedną z malutkich, kameralnych plaż.

Widać, że rzadko ludzie odwiedzają to miejsce, gdyż plażę we władanie przejęły foczki...

Po bokach strome klify, zamieszkałe przez morskie ptaki...

Wracamy tym razem na górę kamiennymi schodkami

i znów spektakularne widoki rozciągające się wokół!!!!

Pod nami  wysokie klify i fale rozbijające się o skały...

Jakie szczęście, że mamy taką pogodę.

Bardzo żałuję, że nie możemy tu spędzić przynajmniej dwóch dni. Jest tu tak dużo atrakcji. Można opłynąć stateczkiem cały półwysep, albo samemu wynająć kajak i popływać po okolicznych zatoczkach. Można łowić ryby, obserwować ptaki lub foki, a w niektórych porach roku także wieloryby.

Można przejść kilometry szlakami wytyczonymi w Parku, wspinać się na góry, jeździć quadami lub rowerami po buszu .

A można też walnąć się na dowolnie wybranym boku i po prostu pożerać wzrokiem te wszystkie cuda natury.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

W drodze powrotnej jest jeszcze jedna przerwa „toaletowa” w nadmorskiej miejscowości Triabunna.

Kto chce może się napić czegoś w małej knajpce. Wszyscy chcą, bo woda noszona w plecaku już się dawno skończyła....

Triabunna to malutka wioska rybacka skąd można popłynąć statkiem na górzystą wysepkę Maria Island, gdzie znajduje się kolejny park narodowy o tej samej nazwie. Ze względu na jej położenie - z dala od lądu - naukowcy zajmujący się badaniem diabłów tasmańskich przenoszą tu zdrowe zwierzaki, nie zarażone rakiem pyska, w celu ochrony gatunku przed tą zabójczą chorobą.

My niestety nie mamy w planie odwiedzenia tej spokojnej odludnej wysepki....

Triabunna żyje z rybołówstwa, hodowli ostryg i innych morskich stworów oraz obróbki drewna.

To właśnie hodowle ostryg...

W małym porcie stoi wiele kutrów rybackich, niektóre z nich – obwieszone różnego rodzaju lampami – służą do połowu kalmarów.

 A tymi stateczkami można popłynąć do Parku Narodowego Maria Island...

No i ostatnie spojrzenie na widniejący daleko – po drugiej stronie Oyster Bay – przepiękny półwysep Freycinet.

Przejeżdżamy przez rejon winnic i sadów owocowych.

Niestety nie ma w programie degustacji lokalnych win.

No i to już koniec wspaniałej wycieczki wzdłuż wschodniego wybrzeża Tasmanii.

Bardzo się cieszę, że pogoda nam sprzyjała, gdyż widoczki w słońcu są niesamowite!!!

Trafił nam się też wyjątkowo fajny przewodnik – Rob. Miły, sympatyczny, rozmowny i doskonały merytorycznie, a to prawdziwa rzadkość.

No i miał anielską cierpliwość odpowiadając na setki moich pytań!!!!

Mariola

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 4 godziny 10 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...tak,tak wspaniałe miejsce !!!

dla mnie Naj,Naj to piaszczyste plaże ale skałki i klify też "mogą być" ; )

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Radek, mnie też ten park narodowy bardzo się podobał!!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

To już trzeci i zarazem ostatni dzień, który mąż spędzi na konferencji.

A ponieważ ja mam szmergla na punkcie zwierząt i roślin - a mąż niekoniecznie – zostawiłam sobie tą wycieczkę na koniec mojego samotnego zwiedzania wyspy.

Dzień ten spędzę głównie z tasmańskimi zwierzakami, takimi innymi niż wszędzie....

Oczywiście być na Tasmanii i nie zobaczyć tutejszego diabła to grzech!!!

Stacjonując w Hobart diabły można zobaczyć w dwóch miejscach.

Bliżej miasta znajduje się Bonorong Wildlife Sanctuary, ja jednak wybieram położone około 90 km od miasta – Tasmanian Devil Conservation Park w Taranna, zwany w skrócie Unzoo. Po prostu bardziej mi odpowiada sama idea prowadzenia tej placówki.

Wycieczkę załatwiam w zaprzyjaźnionym biurze – koszt całodniowej wycieczki wynosi 115 AUD, w tym sam wstęp do Unzoo – wliczony w koszt to 33 AUD.

Oprócz kilkugodzinnego pobytu w Unzoo odwiedzimy kawałek wybrzeża, zabytkowe miasteczko Richmond, a na koniec zobaczymy podobno najładniejszą panoramę Hobart ze wzgórza Rosny Hill znajdującego się po drugiej stronie rzeki Derwent.

Jedziemy tylko w cztery osoby- babka z Nowej Zelandii, para z Anglii i ja.

Pogoda już nie taka idealna jak wczoraj, więcej ciemnych chmur nie wróżących najlepiej. Ale słoneczko próbuje się przebić

Pierwszy raz zatrzymujemy się na punkcie widokowym w pobliżu Eagle Howk.

Z wysoko położonego miejsca otoczonego lasem oglądamy poszarpane skaliste wybrzeże.

Już jakoś na mnie nie robi wrażenia po obejrzeniu tylu podobnych miejsc. To prawda, że w pewnym momencie następuje przesyt!!!

Teraz jedziemy przez zalesiony pagórkowaty teren, już z daleka widzimy reklamę, a tuż za nią parking Unzoo.

Ta nazwa wyraźnie sugeruje, że to jest Nie-Zoo. Tu zwierzęta żyją w zasadzie w swoim naturalnym środowisku. Reprezentanci niektórych gatunków, głównie tych aktywnych w nocy, których nie mielibyśmy możliwości obejrzeć za dnia, są w swoich zagrodach rotacyjnie, czyli co kilka dni są wymieniane z tymi żyjącymi na wielkim terenie prawie na wolności.

Do naszej czwórki dołączają jeszcze dwie rodzinki z dziećmi, które tu przyjechały indywidualnie.

Program wizyty obejmuje kilka punktów.

Wstępna opowieść o faunie Tasmanii, charakterystycznych zwierzętach, ich życiu i ochronie ginących gatunków.

Następnie spacer po terenie parku i okolicznym lesie oraz karmienie kangurów i walabi.

Potem najważniejszy punkt, czyli spotkanie z diabłami tasmańskimi, ich karmienie i opowieści o ich życiu.

Na koniec pokaz ptaków.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Lokalny przewodnik zaczyna opowieść o zwierzakach Tasmanii.

To wydaje się niesamowite, ale chyba wszystkie żyjące tu dzikie zwierzęta są torbaczami. A torbacze choć też są ssakami, bardzo się od nich różnią...

Między innymi tym, że ciąża u samicy trwa bardzo krótko, u niektórych zaledwie kilkanaście dni, u największych gatunków do 50. Małe rodzą się we wczesnym embrionalnym rozwoju i o własnych siłach dostają się do torby lęgowej matki. Przykładowo nowo urodzone kangurki – zazwyczaj rodzi się jedno lub dwa - mają tylko 2,5 cm długości. W torbie przyczepiają się do jej cycków ssąc pokarm i bez przerwy przy nich pozostają. Przebywają tam przez kilka tygodni do kilku miesięcy. Gdy rozwiną się ich wszystkie narządy i kończyny, a ciało pokryje się futrem małe mogą już opuszczać na chwilę torbę mamy, ale nadal do niej wracają, by possać mleko i ogrzać się.

Po krótkim wstępie ruszamy na zwiedzanie ogromnego terenu. Przewodnik podaje nazwy rosnących tu roślin, drzew i krzewów – oczywiście nie sposób je zapamiętać. W stawku żyją endemiczne rybki i słodkowodne krewetki.

Po wejściu w głębszy las pokazuje nam kamery zainstalowane na drzewach, które śledzą przemieszczanie się po okolicy dziko żyjących diabłów tasmańskich.

Większość tych zwierząt żyjących obecnie tylko na Tasmanii cierpi na śmiertelnego, bardzo zaraźliwego raka pyska, która to choroba zdziesiątkowała całą populację. Na szczęście w tym rejonie rak jest rzadkością, a pracownicy UnZoo starają się odseparować chore zwierzęta od tych zdrowych. Rak najczęściej przenoszony jest wówczas, gdy chore zwierzę ugryzie zdrowe. A że diabły stale walczą ze sobą, choroba szybko zatacza coraz szersze kręgi. Niezależnie od działalności takich ośrodków w jakim jesteśmy, inni naukowcy próbują wynaleźć szczepionkę zwalczającą tą chorobę.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Teraz będzie karmienie kangurów i ich mniejszych braci – walabi.

Pracownicy dają nam dwa rodzaje karmy – suche bobki i kostki takiej jakby sprasowanej trawy. Moje kangurki i walabie zdecydowanie wolą tą suchą karmę, podobną do psiej od tej trawiastej...

Też mają swoje ulubione smaki!!!!

Pierwszy raz mam okazję głaskać takie zwierzaki, ich futerko jest mięciutkie i gęste, a zwierzaki widać że są przyzwyczajone do obecności ludzi.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

No i kolej na diabły tasmańskie. Zyje ich tu kilka na wielkim, ale ogrodzonym terenie. Ponieważ są to zwierzęta prowadzące nocny tryb życia w dzień powinny spać. Te, które widzimy mają dziś „dyżur” dla zwiedzających, inne sobie gdzieś w norach w dalszych rejonach smacznie śpią.

My widzimy dwa, to jeszcze młode sztuki, brat i siostra.

Diabły żyjące na wolności mają swoje legowiska w jakiś norach, pod korzeniami, w stosach drewna.

Tutaj też siedzą w norze, dość mało widoczne, możne je natomiast doskonale słyszeć!!!!

Wydają z siebie przerażające dźwięki, coś pomiędzy charkotem, wyciem i skomleniem, tylko w makro skali. Te ich wrzaski były podobno powodem, dlaczego pierwsi osadnicy tak je nazwali.

Te, które widzimy w norze też co chwilę walczą ze sobą, a gdy przewodnik przynosi ochłapy świeżego mięsa walabi i rzuca w ich kierunku, wyskakują ze swej kryjówki z jeszcze większym wyciem. I choć każdy dostaje swój kawał mięcha i słychać tylko mlaskamie i trzask gryzionych kości, to i tak od czasu do czasu rzucają się na siebie.

Nacisk ich szczęk w porównaniu do wagi ciała jest o wiele silniejszy od szczęk krokodyla. Diabły zjadają całe zwierzę – także kości, futro, kopyta...

Na „diabelskim terenie” znajduje się oryginalne miejsce do podglądania z bliska diabłów, bez ingerowania w ich życie. W pobliżu ścieżki jest tunel, którym można się kilka metrów przeczołgać po szklanej lub plastikowej przezroczystej kopuły wystającej ponad ziemię i obserwować z odległości kilku centymetrów diabły.

Nikt z naszej grupy nie ma ochoty na takie obserwacje, gdyż diabły po najedzeniu się wlazły do nory i poszły spać...

Obecnie żyje na wolności zaledwie 10% populacji diabłów tasmańskich, tej która żyła na Tasmanii jeszcze kilkanaście lat temu... Zdziesiątkował je głównie rak pyska, ponadto walczyli z nimi farmerzy, że niby zagryzały owce, wiele do dziś ginie na drogach, gdyż są wielkimi amatorami zabitych przez samochody zwierząt, więc zjadając je na szosie, często giną w takich samych okolicznościach.

W 2008 roku zostały oficjalnie wpisane na listę zwierząt zagrożonych wyginięciem.

To jednak są dzikie istoty...i nie powiem, żeby były bardzo sympatyczne...

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Jeszcze po drodze oglądamy niełazy, te już ewidentnie siedzą w klatce, bo na wolności to byśmy ich nie zobaczyli...

Na koniec wizyty w parku idziemy na pokaz ptaków. Tu ptaki nie siedzą w klatkach i nie są w trakcie prezentacji przywiązane za łapę, jak to się często zdarza...

Za każdym razem są prezentowane inne, te które akurat przylecą. Dziś nie mamy szczęścia, na gwizdnięcie przewodnika przyleciały jakieś dwa dziwne ptaszydła, chyba parka.

Pracownik opowiada o nich, ale ja specjalnie ptactwem nie jestem zainteresowana. Sledzę za to latające wokół piękne kolorowe papugi - rozelle, ale mimo zaproszeń naszego przewodnika, żadna nie chce mu siąść na ręce. Więc wszyscy kręcimy głowami, by podziwiać je w locie.

Pokazuje także z daleka miodojady spijające nektar z kwiatów drzew.

Na terenie kwitną piękne drzewa, okazuje się, że to złote akacje – narodowy kwiat Australii. Kwiaty mają taką nazwę, ale w praktyce odcienie ich są różne.

A na koniec robimy sobie fotki z tymi ptaszydłami – jedynymi, które chciały współpracować. Może ktoś wie co to za jedne????

Po czterech godzinach opuszczamy to niezwykłe miejsce. Mnie się bardzo podoba, ale wierzę, że osobom mniej zainteresowanym zwierzakami mógł się czas tutaj spędzony nieco dłużyć... Ale są i krótsze wersje zwiedzania. Trzeba po prostu wybrać optymalne dla siebie!!!

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 13 godzin temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

W drodze powrotnej zajeżdżamy do zabytkowego miasteczka Richmond. To taka turystyczna perełka i tu już się kręci sporo zwiedzających.

Całe miasteczko ma dużo kolonialnego uroku. Najważniejszym obiektem jest tu prawie dwustuletni most przerzucony przez rzekę, zbudowany oczywiście przez więźniów.

Jest to najstarszy w całej Australii most z tamtego okresu użytkowany do dziś. Aż dziw bierze, że budowany przez skazańców – chyba raczej niezbyt wysokiej klasy fachowców konstruktorów i budowniczych – most funkcjonuje tak wspaniale i jest w stanie udźwignąć nowoczesne pojazdy...

Wokół mostu nad samą rzeczką jest sympatyczny park, gdzie można sobie odpocząć w towarzystwie dzikich kaczek i jakiś tasmańskich kokoszkopodobnych.

W dali widać także zabytkowy kościół, ale tam już nam się nie chce iść.

W centrum jest kilka robionych pod tradycyjne sklepików , zadbane domki w ogrodach, zaciszne knajpki, galerie artystyczne i sklepy z antykami.

Jest tu między innymi stylowy sklep ze słodyczami oraz piekarnia ze smakowitym pieczywem...

I pomimo że widać tu wielu turystów, jest cicho, spokojnie i tak jakoś leniwie...

Bardzo fajna atmosfera...

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap