Nel, nie specjalnie miałam wybór A tak serio, to i tak się budziłyśmy jakoś przed 8, więc ubranie stroju i przejście na drugą stronę ulicy nie wymagało zbyt wczesnego wstawania
Właśnie doszłyśmy do Rozdroża pod Lisimi Skalami. Chwila odpoczynku, i idziemy dalej .
Biały to mniej popularny kolor naparstnicy, przeważnie są w kolorze fuksji.
I dochoddzimy do Lisich Skal. Z miejsca tego roztaczają się piękne widoki.
Idziemy dalej bo mamy nadzieję spotkać się z mężem który też jest w tej okolicy.
Spotykamy się z mężem na Kozim Siodle. Tutaj już więcej turystów. Spotyka się też rowerzystów. Część z nich jeździ na rowerach ze wspomaganiem elektrycznym (łatwo można rozpoznać bo wzniesienia pokonują bez większego wysiłku), ale trafiają się też zwykli rowerzyści, a wjechanie na górę to niezły wyczyn.
Postanawiamy zboczyć z „naszej trasy” i przejść się na platformę widokową.
No to dalej w drogę. Mężowi proponujemy wrócić trasą, którą przyszłyśmy, gdyż wygodna dla rowerów i oprócz dojazdu do domu jest cala czas w dół. Oczywiście wybrał inną trasę .
My postanawiamy już nie wchodzić na Sowę i zejść szlakiem do Sokolca, jednak nie bardzo wiemy, w którym miejscu w Sokolcu schodzi szklak z góry. Trasa okazała się bardziej wymagająca, chociaż na zdjęciach tego nie widać.
W trudniejszych miejscach trzeba było patrzeć pod nogi i ciężko było robić zdjęcia.
Dochodzimy do drogi i ze znaków nie do końca wiadomo gdzie iść. Wybieramy drogę do przełęczy Sokolej i za chwile znajdujemy odejście do „Gośki drogi” prowadzącej do Podgórskiej Odskoczni. Mąż już grzeje wodę na pierożki z truskawkami.
Po odpoczynku idziemy na obiadek do Chaty pod Sową – Szyprówki., nad Przełęczą Sokolą. Jemy bardzo dobry żurek i gulasz w chlebie. Basia pizzę. Chyba mieliśmy wilcze apetyty bo zapomnieliśmy o zdjęciach. Nie zostały nawet okruchy. Jest tylko zdjęcie pizzy i miejscowego kotka, który przyszedł sprawdzić co jemy. Obiadek spożywamy na zewnątrz podziwiając widoczki.
Wieczorem mąż miał jeszcze masaż, który bardzo chwalił.
Radek, kot zachowywał się z godnością , żadnego żebrania. Miny faktycznie robił mocno dostojne.
Ranek następnego dnia wita nas lekkim deszczem i chmurkami, jak widać z Basi okna, ale powoli się przejaśnia.
Postanawiamy wybrać się na Borową, górę na której jest wieża widokowa, stosunkowo nowa bo otwarta w grudniu 2017 roku..
Borowa (niemiecka nazwa Schwarze Berg, czyli Czarna Góra) 853 n. o. m. , najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich.
Jedziemy do Jedliny Zdrój, już w pobliże lasu (ul. Ogrodowa), znajdujemy miejsce do zaparkowania i wyruszamy w trasę. Idziemy żółtym szlakiem.
Na początku trasa jest średnio wymagająca. Pogoda trochę zmienna raz się chmurzy raz przebija słońce, nawet chwilami grzmi. Na szczęście deszczu większego nie było. Na szlaku praktycznie brak turystów (spotkaliśmy dopiero kilka osób na szczycie), choć podobno dzięki wieży widokowej coraz więcej turystów postanawia zdobyć Borową.
Wymagające podejście rozpoczyna się dopiero od tego miejsca. To ostatnie podejście na szczyt (chociaż zdjęcia tego nie oddają) odbiera dech w piersiach (przynajmniej ja tak mam przy ostrych podejściach).
Asia, Basia , pilates na wakacjach o takiej godzinie ??? no powiem wam,że niezłe zawodniczki jesteście he he
Salka rzeczywiscie klimatyczna
Spacer super, widoczki pierwsza klasa.
No trip no life
Nel, nie specjalnie miałam wybór A tak serio, to i tak się budziłyśmy jakoś przed 8, więc ubranie stroju i przejście na drugą stronę ulicy nie wymagało zbyt wczesnego wstawania
W końcu doczytałam zaległości Fajna, pełna niespodzianek wycieczka
Witaj Dana, chcesz z nami wędrować?
Właśnie doszłyśmy do Rozdroża pod Lisimi Skalami. Chwila odpoczynku, i idziemy dalej .
Biały to mniej popularny kolor naparstnicy, przeważnie są w kolorze fuksji.
I dochoddzimy do Lisich Skal. Z miejsca tego roztaczają się piękne widoki.
Idziemy dalej bo mamy nadzieję spotkać się z mężem który też jest w tej okolicy.
Spotykamy się z mężem na Kozim Siodle. Tutaj już więcej turystów. Spotyka się też rowerzystów. Część z nich jeździ na rowerach ze wspomaganiem elektrycznym (łatwo można rozpoznać bo wzniesienia pokonują bez większego wysiłku), ale trafiają się też zwykli rowerzyści, a wjechanie na górę to niezły wyczyn.
Postanawiamy zboczyć z „naszej trasy” i przejść się na platformę widokową.
Po drodze ladne widoczki.
Dogania nas mąż i razem idziemy oglądać widoki.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
No to dalej w drogę. Mężowi proponujemy wrócić trasą, którą przyszłyśmy, gdyż wygodna dla rowerów i oprócz dojazdu do domu jest cala czas w dół. Oczywiście wybrał inną trasę .
My postanawiamy już nie wchodzić na Sowę i zejść szlakiem do Sokolca, jednak nie bardzo wiemy, w którym miejscu w Sokolcu schodzi szklak z góry. Trasa okazała się bardziej wymagająca, chociaż na zdjęciach tego nie widać.
W trudniejszych miejscach trzeba było patrzeć pod nogi i ciężko było robić zdjęcia.
Dochodzimy do drogi i ze znaków nie do końca wiadomo gdzie iść. Wybieramy drogę do przełęczy Sokolej i za chwile znajdujemy odejście do „Gośki drogi” prowadzącej do Podgórskiej Odskoczni. Mąż już grzeje wodę na pierożki z truskawkami.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Fajnie te szlaki wygladaja.Ale pogoda wam tez dopisala jak widac.
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Po odpoczynku idziemy na obiadek do Chaty pod Sową – Szyprówki., nad Przełęczą Sokolą. Jemy bardzo dobry żurek i gulasz w chlebie. Basia pizzę. Chyba mieliśmy wilcze apetyty bo zapomnieliśmy o zdjęciach. Nie zostały nawet okruchy. Jest tylko zdjęcie pizzy i miejscowego kotka, który przyszedł sprawdzić co jemy. Obiadek spożywamy na zewnątrz podziwiając widoczki.
Wieczorem mąż miał jeszcze masaż, który bardzo chwalił.
Wieczorem zaczyna padać deszcz.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
...he,he,he ale ma fajną minę !!! ; )
pewnie pracował nad nią..."przed lustrem" ; ))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Radek, kot zachowywał się z godnością , żadnego żebrania. Miny faktycznie robił mocno dostojne.
Ranek następnego dnia wita nas lekkim deszczem i chmurkami, jak widać z Basi okna, ale powoli się przejaśnia.
Postanawiamy wybrać się na Borową, górę na której jest wieża widokowa, stosunkowo nowa bo otwarta w grudniu 2017 roku..
Borowa (niemiecka nazwa Schwarze Berg, czyli Czarna Góra) 853 n. o. m. , najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich.
Jedziemy do Jedliny Zdrój, już w pobliże lasu (ul. Ogrodowa), znajdujemy miejsce do zaparkowania i wyruszamy w trasę. Idziemy żółtym szlakiem.
Na początku trasa jest średnio wymagająca. Pogoda trochę zmienna raz się chmurzy raz przebija słońce, nawet chwilami grzmi. Na szczęście deszczu większego nie było. Na szlaku praktycznie brak turystów (spotkaliśmy dopiero kilka osób na szczycie), choć podobno dzięki wieży widokowej coraz więcej turystów postanawia zdobyć Borową.
Wymagające podejście rozpoczyna się dopiero od tego miejsca. To ostatnie podejście na szczyt (chociaż zdjęcia tego nie oddają) odbiera dech w piersiach (przynajmniej ja tak mam przy ostrych podejściach).
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Niezłe z was piechurki nie odpuszczacie nawet jednego dnia..
Kitek śliczny a minka bezcenna
No trip no life