Witaj Lamia, bardzo mi miło, że chcesz sobie z nami przypominać GC . To co zakładamy sweterki i jedziemy dalej
Po opuszczeniu Teroru udajemy się w kierunku jednego z najładniejszych krajobrazowo miejsc. Mijamy ładniejsze i brzydsze wioski, pola uprawne, górki i dolinki, aż wreszcie docieramy do
Caldera de Bandama to nic innego jak krater wulkaniczny . Podobno największy i o najbardziej regularnych kształtach ze wszystkich kraterów na wyspach Kanaryjskich. Krater ma 1000 m średnicy i 200 m głębokości. Jego dno wypełnia bardzo żyzna gleba i z tego powodu był kiedyś zamieszkały. Do dzisiaj pozostały ruiny budynków (podobno też sprzęty do uprawy roli, hodowli zwierząt i życia codziennego mieszkańców osady, ale tego nie mogę potwierdzić bo nie widziałam). Obejscie kaldery zajmuje około godziny. Zejście w dół, po jedynej dostępnej ścieżce – półtorej godziny dla wprawionego w bojach. My jesteśmy wygodni, wjedziemy prawie na szczyt Pico de Bandama i popatrzymy na krater z góry . Po wjechaniu na pkt widokowy okazało się, że jest na tyle ładna widoczność, że widzimy też Las Palmas i dalszą okolicę.
Kolejny przystanek to miasteczko Telde. Ma bardzo ciekawą historię. Kiedyś zamieszkiwane przez ponad 14 tyś Guanchów , o których za chwilę więcej napiszę Po zdobyciu wyspy Hiszpanie musieli długo walczyć o tę osadę. Nie będę się rozpisywała o poszczególnych etapach walk i kolonizacji. Nawet już tego nie pamiętam . Była jedna ciekawostka, która ciągnęła mnie do tego miasta. Kościół Św. Jana Chrzciciela z rzeźbą Chrystusa wykonaną z pasty kukurydzianej. No, ja pierdziu rzeźby z pasty kukurydzianej jeszcze nie widziałam , a dodatkowo wykonanej przez Indian z Ameryki Południowej, gdzie moja stpa jeszcze nie stanęła . Muszę to zobaczyć!!!
Niestety na miejscu okazało się, że kościół jest zamknięty na trzy spusty i dupsko kwas *girl_devil* już chyba w życiu czegoś takiego nie zobaczę.
Pozostało nam przejść się po dzielnicy San Francisco, która specjalnego wrażenia na nas nie zrobiła, no może byliśmy mega zaskoczeni tym, że zero ludzi i życia jest.
Potem udaliśmy się do parku zwanego ogrodem botanicznym i wróciliśmy do naszego brumbika żeby udać się w drogę do największej atrakcji wyspy i naszego największego rozczarowania, ale o tym później. Teraz parę fotek z Telde.
Ostatnim miejscem odwiedzanym przez nas tego dnia ma być wąwóz, w którym ludzie nadal mieszkają w jaskiniach zamieszkiwanych niegdyś przez Guanczów, czyli rdzennych mieszkańców Wysp Kanaryjskich. Naukowcy do dzisiaj nie potrafią ustalić skąd Guanczowie przybyli na wyspy. Jedno jest wiadome nie potrafili żeglować .
Ciekawostką jest, że w XVw, kiedy podbili ich Hiszpanie , Guanczowie nie znali koła i metalu, a jednocześnie potrafili trepanować czaszki, upuszczać krew . Tworzyli też zaawansowaną kulturowo świetnie zorganizowaną zbiorowość. Na czele społeczności stał król, wicekról był sędzią i głównym kapłanem, najniżej w hierarchii znajdowali się chłopi. Nigdy nie wojowali, spory rozstrzygali pokojowo urządzając pojedynki na kije lub zapasy. Praktycznie wszystkie bóstwa przedstawiali pod postacią kobiety.
No, ale dla mnie hitem było to, że kobiety miały prawo do posiadania wielu mężów (o ile chciały bo monogamia też była popularna) i uwaga mężczyźni nie mieli prawa się odezwać dopóki kobieta im na to nie zezwoliła .
Aguimes to miejscowoś, w której swój początek ma 15 kilometrowy wąwóz Guayadeque. Na dnie wąwozu w dolinie rzeki, która kiedyś tam płynęła, wybudowano asfaltową drogę, którą bardzo fajnie się jedzie i podziwia wspaniałe widoki, roślinność i jaskinie. Niestety trochę ciężko się po drodze zatrzymywać na fotki, bo jest spory ruch i dosyć ciasno. Po drodze mijamy Cuevas Barnejas, czyli miejsce, gdzie do dzisiaj ludzie mieszkają w naturalnych lub sztucznie wybitych jaskiniach. Trochę śmiesznie wyglądają zaparkowane tam samochody, słupy elektryczne czy też anteny satelitarne, ale przecież mamy XXI wiek . Dojeżdżamy do końca wąwozu, czyli wybudowanej w jaskiniach restauracji Tagoro. Niestety nikomu nie polecam tego miejsca. Tak totalnej komerchy to chyba jeszcze nie widziałam, szok szok szok i jeszcze raz szok.*diablo*
Natomiast, jeżeli ktoś ma troszkę więcej czasu jest to fajny punkt do zostawienia samochodu i udania się na spacer w góry.
Z przykrością muszę stwierdzić, że ostatni punkt naszego dzisiejszego zwiedzania mocno nas rozczarował. Inaczej to sobie wyobrażaliśmy . Dobrze, że chociaż widoki były piękne .
Witaj Lamia, bardzo mi miło, że chcesz sobie z nami przypominać GC . To co zakładamy sweterki i jedziemy dalej
Po opuszczeniu Teroru udajemy się w kierunku jednego z najładniejszych krajobrazowo miejsc. Mijamy ładniejsze i brzydsze wioski, pola uprawne, górki i dolinki, aż wreszcie docieramy do
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Caldera de Bandama to nic innego jak krater wulkaniczny . Podobno największy i o najbardziej regularnych kształtach ze wszystkich kraterów na wyspach Kanaryjskich. Krater ma 1000 m średnicy i 200 m głębokości. Jego dno wypełnia bardzo żyzna gleba i z tego powodu był kiedyś zamieszkały. Do dzisiaj pozostały ruiny budynków (podobno też sprzęty do uprawy roli, hodowli zwierząt i życia codziennego mieszkańców osady, ale tego nie mogę potwierdzić bo nie widziałam). Obejscie kaldery zajmuje około godziny. Zejście w dół, po jedynej dostępnej ścieżce – półtorej godziny dla wprawionego w bojach. My jesteśmy wygodni, wjedziemy prawie na szczyt Pico de Bandama i popatrzymy na krater z góry . Po wjechaniu na pkt widokowy okazało się, że jest na tyle ładna widoczność, że widzimy też Las Palmas i dalszą okolicę.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Kolejny przystanek to miasteczko Telde. Ma bardzo ciekawą historię. Kiedyś zamieszkiwane przez ponad 14 tyś Guanchów , o których za chwilę więcej napiszę Po zdobyciu wyspy Hiszpanie musieli długo walczyć o tę osadę. Nie będę się rozpisywała o poszczególnych etapach walk i kolonizacji. Nawet już tego nie pamiętam . Była jedna ciekawostka, która ciągnęła mnie do tego miasta. Kościół Św. Jana Chrzciciela z rzeźbą Chrystusa wykonaną z pasty kukurydzianej. No, ja pierdziu rzeźby z pasty kukurydzianej jeszcze nie widziałam , a dodatkowo wykonanej przez Indian z Ameryki Południowej, gdzie moja stpa jeszcze nie stanęła . Muszę to zobaczyć!!!
Niestety na miejscu okazało się, że kościół jest zamknięty na trzy spusty i dupsko kwas *girl_devil* już chyba w życiu czegoś takiego nie zobaczę.
Pozostało nam przejść się po dzielnicy San Francisco, która specjalnego wrażenia na nas nie zrobiła, no może byliśmy mega zaskoczeni tym, że zero ludzi i życia jest.
Potem udaliśmy się do parku zwanego ogrodem botanicznym i wróciliśmy do naszego brumbika żeby udać się w drogę do największej atrakcji wyspy i naszego największego rozczarowania, ale o tym później. Teraz parę fotek z Telde.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Ostatnim miejscem odwiedzanym przez nas tego dnia ma być wąwóz, w którym ludzie nadal mieszkają w jaskiniach zamieszkiwanych niegdyś przez Guanczów, czyli rdzennych mieszkańców Wysp Kanaryjskich. Naukowcy do dzisiaj nie potrafią ustalić skąd Guanczowie przybyli na wyspy. Jedno jest wiadome nie potrafili żeglować .
Ciekawostką jest, że w XVw, kiedy podbili ich Hiszpanie , Guanczowie nie znali koła i metalu, a jednocześnie potrafili trepanować czaszki, upuszczać krew . Tworzyli też zaawansowaną kulturowo świetnie zorganizowaną zbiorowość. Na czele społeczności stał król, wicekról był sędzią i głównym kapłanem, najniżej w hierarchii znajdowali się chłopi. Nigdy nie wojowali, spory rozstrzygali pokojowo urządzając pojedynki na kije lub zapasy. Praktycznie wszystkie bóstwa przedstawiali pod postacią kobiety.
No, ale dla mnie hitem było to, że kobiety miały prawo do posiadania wielu mężów (o ile chciały bo monogamia też była popularna) i uwaga mężczyźni nie mieli prawa się odezwać dopóki kobieta im na to nie zezwoliła .
No to jedziemy do Aguimes
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Aguimes to miejscowoś, w której swój początek ma 15 kilometrowy wąwóz Guayadeque. Na dnie wąwozu w dolinie rzeki, która kiedyś tam płynęła, wybudowano asfaltową drogę, którą bardzo fajnie się jedzie i podziwia wspaniałe widoki, roślinność i jaskinie. Niestety trochę ciężko się po drodze zatrzymywać na fotki, bo jest spory ruch i dosyć ciasno. Po drodze mijamy Cuevas Barnejas, czyli miejsce, gdzie do dzisiaj ludzie mieszkają w naturalnych lub sztucznie wybitych jaskiniach. Trochę śmiesznie wyglądają zaparkowane tam samochody, słupy elektryczne czy też anteny satelitarne, ale przecież mamy XXI wiek . Dojeżdżamy do końca wąwozu, czyli wybudowanej w jaskiniach restauracji Tagoro. Niestety nikomu nie polecam tego miejsca. Tak totalnej komerchy to chyba jeszcze nie widziałam, szok szok szok i jeszcze raz szok.*diablo*
Natomiast, jeżeli ktoś ma troszkę więcej czasu jest to fajny punkt do zostawienia samochodu i udania się na spacer w góry.
Z przykrością muszę stwierdzić, że ostatni punkt naszego dzisiejszego zwiedzania mocno nas rozczarował. Inaczej to sobie wyobrażaliśmy . Dobrze, że chociaż widoki były piękne .
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Gdzieś czytałam, że wąwóz porasta około 70 roślin endemicznych, nie wiem czy to prawda, ale wiem, że jest tam ładnie zielono
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Kurcze pokazujesz GC zupełnie mi nieznaną
basia35
Po intensywnym dniu czas na kolacyjkę i tradycyjne z naszymi kompanami. Jutro mają przerwę w kursie więc jedziemy razem
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
O Basiu to mnie zaskoczyłaś.
Ja długo się zastanawiałam czy pisać relację, bo to mała wyspa, a kilka relacji już było i ludziki będą się nudzić *yes3*.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Niezła sukieneczka
basia35