He he Momi..... ale mnie naprawdę ich klimat świątynny bardzo, ale to bardzo odpowiada.... jest cicho s, spokojnie, a równoczesnie wesoło, kolorowo
Wracamy do hotelu....tuk tukiem ..bo ja wpadłam na genialny pomysł iść w japonkach.....to ciągłe ściąganie i zakładanie butow, więc wymyśliłam że tak będzie predzej, no i było, szkoda tylko że nie pomyślałam ze ja do japonek niezwyczajna i obtarły mnie do żywego .....jak poczułam to już jakby za poźno było, a w tym klimacie kiepsko się goi......
To nie świątynia to wejście do hotelu
Oj teraz to marzylam tylko o lezaczku i baseniku......a było........
tyle że pojawiła się już woda
Odpoczywam wiec na tarasie...... po południu świątyń ciąg dalszy
Puma fajne te świątynie.. ale mam nadzieję, że odwiedziłaś przynajmniej w górach plemiona pokoroju Yao, Akha, Lisu, Lahu czy Paduang, długie szyjki (Hmong) można oczywiście wybaczyć bo to komercja.. ale reszta ... to kwintesencja pólnocnej Thai...podonie jak pleniona w dolinie Omo.. Hamer,Mursi, Karo itp..
przynajmniej w 2004 roku nie była to żadna cepelia.. ciekawy jestem jak to wygląda teraz
Wybaczcie ale dla równowagi wtrące tylko, że mam zupełnie inne zdanie co do plemienia Karen i ich długich szyj.
Gdzie jest powiedziane, że komercja musi być zła ??
Tak rozumując trzeba było darować sobie oglądanie wielu ciekawych rzeczy, począwszy od Piramid a skończywszy na "targu na torach"
Nie jestem fanem światyń i innych tego typu atrakcji, może dla tego jeżeli kiedykolwiek wybrał bym się na północ Tajlandii ( w co wątpie ), odwiedziny długich szyj były by dla mnie główną atrakcją... .
Lordzie...... niestety... dla Ciebie stety dla mnie .... nie byłam..... bo jak odpisałam już Matysowi...to nie moja bajka.. aaa i robaczków też nie jadłam
No wiem, wiem.... nudno z tymi świątyniami....ale ....mnie się podobało, zresztą taki był mój plan...prawie zrealizowany w całosci..... tzn.... nie udało mi się zobaczyć jednej świątyni
ale tak bardziej serio... to niestety pierwszy tydzień to była walka z kilkoma choróbskami, takze cud że i tak tyle udało mi się zobaczyc......
Po południu w planie mamy...... co..... oczywiście następną świątynię....tym razem połozoną poza centrum Chiang Mai..... dojazd...nie dla osób które cierpia na chorobe lokomocyjną, Majka doradziła nam dojazd do świątyni tzw.czerwoną taksówką z drewnianymi ławeczkami z tyłu, przyznam ze trudno nam było trafić na postój tych taksówek, a te które zatrzymywaliśmy, nie chciały tam jechac...... po drodze .... napotykamy co....oczywiście.... ŚWIATYNIE tu natomiast miała miejsce "przygoda" która o mało nie przyprawiła mnie o zawał serca
ale najpierw fotka
Po lewej stronie widać postac mnicha ... usiadłam sobie cichutko na posadzce....przede mna był dywan...ale ja wolę bezpieczne powierzchnie...siadam...i widze ocho znów nastepny "woskowy" mnich...siadam , rozglądam się....i nagle ten mnich do mnie ...macha..... w pierszym momencie, myślę o kurde tego żle zabalsamowali czy co....zawał murowany a mnich przywoływał mnie, zebym na "zimnej" posadzce nie siedziała ..tylko na dywan się przeniosła....
Mnie osobiście bardzo się podobało że to nie jest tak że przekracza się brame prowadzącą do świątyni i tam jest tylko świątynia...tam sa ogrody, ławeczki, pozostałości po starych Watach.....
Opuszczamy teren świątyni i obiecujemy sobie...nie zagladac już na kolejne podwórko...szukamy bordowej taksówki
Naszym celem była Wat Phra That Doi Suthepjak wspomniałam wcześniej, trudno było namierzyć taksówke, która by nas tam zawiozła..nareszcie udało się cena 300 bathów w dwie strony, taksówka czeka na miejscu, najpierw cena wydawała mi się zbyt wysoka, ale wszyscy zgodnie mówili jednym chórem, nikt nie chciał jechać za mniej, potem już wiedziałam dlaczego..... bo to jednak dość daleko od centrum, droga wije się serpentynami w góre, i w góre...i znów zakręt i w górę, następny zakręt i wyżej.... może pokazę nie napiszę na co miałam ochotę a generalnie nie miewam choroby lokomocyjnej w dodatku zaczyna się psuć pogoda, a gdy wyjeżdżaliśmy z miasta jeszcze pięknie świeciło słońce...już wiem że żadnego zachodu nie będzie...... mogę się tylko modlić żeby nie zaczęło lać...... po dłużącej się jak dla mnie w nieskończoność jeździe.... czeka na nas jeszcze duuużo schodów.....
tu w odróżnieniu od innych świątyn ...jest dużo turystów, dużo za dużo
Na górze odbywały sie uroczystości, jak się domyślam to chyba było przyjęcie 2 chłopców na mnichów, ale to tylko moje domysły, było uroczyście i dość głośno....szczerze to bardzo głośno.....
z góry rozpościera się widok na Chiang Mai....niestety widoczność jest dość kiepska
na terenie świątyni...można jak ktoś lubi nawet potańczyć
wracamy na dół
i znów czeka nas jazda ....... ale podjeżdżamy pod sam hotel.....wieczorkiem mamy tylko siłę na to
He he Momi..... ale mnie naprawdę ich klimat świątynny bardzo, ale to bardzo odpowiada.... jest cicho s, spokojnie, a równoczesnie wesoło, kolorowo
Wracamy do hotelu....tuk tukiem ..bo ja wpadłam na genialny pomysł iść w japonkach.....to ciągłe ściąganie i zakładanie butow, więc wymyśliłam że tak będzie predzej, no i było, szkoda tylko że nie pomyślałam ze ja do japonek niezwyczajna i obtarły mnie do żywego .....jak poczułam to już jakby za poźno było, a w tym klimacie kiepsko się goi......
To nie świątynia to wejście do hotelu
Oj teraz to marzylam tylko o lezaczku i baseniku......a było........
tyle że pojawiła się już woda
Odpoczywam wiec na tarasie...... po południu świątyń ciąg dalszy
ale mnie też odpowiadał i to bardzo..;)
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Puma fajne te świątynie.. ale mam nadzieję, że odwiedziłaś przynajmniej w górach plemiona pokoroju Yao, Akha, Lisu, Lahu czy Paduang, długie szyjki (Hmong) można oczywiście wybaczyć bo to komercja.. ale reszta ... to kwintesencja pólnocnej Thai...podonie jak pleniona w dolinie Omo.. Hamer,Mursi, Karo itp..
przynajmniej w 2004 roku nie była to żadna cepelia.. ciekawy jestem jak to wygląda teraz
.
Puma, piękne frangipani ! Uwielbiam !!!
Świątynie takie kolorowe, wśród zieleni i jeszcze bez ludzi - suuuper! A jeszcze taki fajny targ warzywno-owocowy po drodze !
Piękna ta Świątynia! I jest inna od pozostałych. Srebrna?
Pumcia - ja też do zwiedzania za drugim razem specjalnie ubrałam japonki
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Śliczne te świątynie .... takie mistyczne .... dużo bardziej mi się podobają niż te w Bangkoku
Wybaczcie ale dla równowagi wtrące tylko, że mam zupełnie inne zdanie co do plemienia Karen i ich długich szyj.
Gdzie jest powiedziane, że komercja musi być zła ??
Tak rozumując trzeba było darować sobie oglądanie wielu ciekawych rzeczy, począwszy od Piramid a skończywszy na "targu na torach"
Nie jestem fanem światyń i innych tego typu atrakcji, może dla tego jeżeli kiedykolwiek wybrał bym się na północ Tajlandii ( w co wątpie ), odwiedziny długich szyj były by dla mnie główną atrakcją... .
Matys dlatego każdy wybiera co lubi dla Ciebie długie szyję, a dla mnie świątynie....
Lordzie...... niestety... dla Ciebie stety dla mnie .... nie byłam..... bo jak odpisałam już Matysowi...to nie moja bajka.. aaa i robaczków też nie jadłam
No wiem, wiem.... nudno z tymi świątyniami....ale ....mnie się podobało, zresztą taki był mój plan...prawie zrealizowany w całosci..... tzn.... nie udało mi się zobaczyć jednej świątyni
ale tak bardziej serio... to niestety pierwszy tydzień to była walka z kilkoma choróbskami, takze cud że i tak tyle udało mi się zobaczyc......
Po południu w planie mamy...... co..... oczywiście następną świątynię....tym razem połozoną poza centrum Chiang Mai..... dojazd...nie dla osób które cierpia na chorobe lokomocyjną, Majka doradziła nam dojazd do świątyni tzw.czerwoną taksówką z drewnianymi ławeczkami z tyłu, przyznam ze trudno nam było trafić na postój tych taksówek, a te które zatrzymywaliśmy, nie chciały tam jechac...... po drodze .... napotykamy co....oczywiście.... ŚWIATYNIE tu natomiast miała miejsce "przygoda" która o mało nie przyprawiła mnie o zawał serca
ale najpierw fotka
Po lewej stronie widać postac mnicha ... usiadłam sobie cichutko na posadzce....przede mna był dywan...ale ja wolę bezpieczne powierzchnie...siadam...i widze ocho znów nastepny "woskowy" mnich...siadam , rozglądam się....i nagle ten mnich do mnie ...macha..... w pierszym momencie, myślę o kurde tego żle zabalsamowali czy co....zawał murowany a mnich przywoływał mnie, zebym na "zimnej" posadzce nie siedziała ..tylko na dywan się przeniosła....
Mnie osobiście bardzo się podobało że to nie jest tak że przekracza się brame prowadzącą do świątyni i tam jest tylko świątynia...tam sa ogrody, ławeczki, pozostałości po starych Watach.....
Opuszczamy teren świątyni i obiecujemy sobie...nie zagladac już na kolejne podwórko...szukamy bordowej taksówki
Naszym celem była Wat Phra That Doi Suthepjak wspomniałam wcześniej, trudno było namierzyć taksówke, która by nas tam zawiozła..nareszcie udało się cena 300 bathów w dwie strony, taksówka czeka na miejscu, najpierw cena wydawała mi się zbyt wysoka, ale wszyscy zgodnie mówili jednym chórem, nikt nie chciał jechać za mniej, potem już wiedziałam dlaczego..... bo to jednak dość daleko od centrum, droga wije się serpentynami w góre, i w góre...i znów zakręt i w górę, następny zakręt i wyżej.... może pokazę nie napiszę na co miałam ochotę a generalnie nie miewam choroby lokomocyjnej w dodatku zaczyna się psuć pogoda, a gdy wyjeżdżaliśmy z miasta jeszcze pięknie świeciło słońce...już wiem że żadnego zachodu nie będzie...... mogę się tylko modlić żeby nie zaczęło lać...... po dłużącej się jak dla mnie w nieskończoność jeździe.... czeka na nas jeszcze duuużo schodów.....
tu w odróżnieniu od innych świątyn ...jest dużo turystów, dużo za dużo
Na górze odbywały sie uroczystości, jak się domyślam to chyba było przyjęcie 2 chłopców na mnichów, ale to tylko moje domysły, było uroczyście i dość głośno....szczerze to bardzo głośno.....
z góry rozpościera się widok na Chiang Mai....niestety widoczność jest dość kiepska
na terenie świątyni...można jak ktoś lubi nawet potańczyć
wracamy na dół
i znów czeka nas jazda ....... ale podjeżdżamy pod sam hotel.....wieczorkiem mamy tylko siłę na to
i na wynos...przepyszne mango z ryżem