Pierwszy podstawowy punkt zwiedzania to klasztor Mahaghadayon - największy na terenie Birmy, który po dzień dzisiejszy zamieszkuje ponad 1000 mnichów.
Tym razem żadnych budowli. Celem jest rytuał karmienia mnicha.
Normalnie mnisi rano opuszczaja klasztory i wychodzą na ulice zbierać pożywienie od ludności. Ale co by się stało w miasteczku, jakby wyszło 1000 mnichów z miseczkami ???
Najpierw zwiedzamy kuchnię, gdzie wolontariat przygotowuje jedzenie w wielkich garach.
Przed 10-ą mnisi wychodzą z zabudowań i zaczynają się ustawiać wg wzrostu (chyba fala jak w wojsku). Przechodząc do stołówki po drodze otrzymują od kobiet żywność.
Jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w całej Birmie – U Bein Bridge (The Taung-Tha-Man Bridge) – najdłuższy na świecie most tekowy (1.2 km).
Budowa została rozpoczęta w 1849 roku. Drewno zostało pozyskane ze starego pałacu i z opuszczonych domów. Biorąc po uwagę wiatry i duże fale występujące na jeziorze architekci zaprojektowali most po delikatnym łuku, aby łatwiej znosił panujące tu trudne warunki pogodowe. Każdy z 1086 słupów został wbity na głębokość około 2 metrów w dno jeziora oraz został wyposażony w 2 podpory. Mamy 482 przęsła, 4 drewniane pawilony stworzone dla ochrony przed palącym słońcem oraz 9 miejsc, w których można w łatwy sposób podnieść grubą (złożoną z 9 warstw desek) podłogę, aby mogły tędy przepłynąć łodzie wojenne oraz Royal Barge Pyi Gyi Mon. Całość budowy została ukończona po 2 latach, czyli w 1851 roku (ze strony www.lkedzierski.com).
Ale jak na zachód słońca, jak jeszcze nie ma 15-ej???
Zbiorowy protest. Dla zabicia czasu jedziemy do świątyni chińskiej gdzieś w okolicy Mandalay.
I to już prawie koniec świątyń na naszej trasie. Prawie.
Teraz będą inne atrakcje.
Pozostaje U Bein Bridge, Heho, Inle Lake oraz bazary i Chinatown w Rangunie.
O 15-ej byliśmy w okolicach mostu i trzeba by czekać z 3 godziny na zachód słońca.
Dlatego pojechaliśmy do tej chińskiej pagody. Godzinka minęła.
Po ponownym przyjeżdzie nad rzekę każdy robił co chciał.
Oczywiście na początek spacer na drugą stronę, to tylko 1,2 km. Próbowałem zrobić ujęcia z drugiej strony, ale okolica jest mocno zabudowana. Nie chciałem wchodzić na teren jakiegoś gospodarstwa, czy raczej domostwa, bo to bardziej dzielnica willowa była.
Potem powrót na naszą strone i pora na browarek w jednej z licznych restauracji.
Z mostu widać połowy ryb, hodowców kaczek a nawet amatorów gry w karty. Taki klimat.
W końcu ktoś krzyknął "zachodzi" i trzeba było znowu się ruszyć by focić.
Uprzedzam, że nie czekaliśmy do zmierzchu i gdy słońce schowało się za horyzontem, a było jeszcze jasno, wróciliśmy do hotelu (ponad godzina jazdy + kolacja).
Chodziło tylko o zdjęcia mostu w takiej złocistej poświacie.
Azjatyckie ulewy, zawsze się ich obawiam .
W Internecie krążą różne opinie na temat poziomu hoteli w Birmie, a jak na razie to widzę, że są spoksik
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Pierwszy podstawowy punkt zwiedzania to klasztor Mahaghadayon - największy na terenie Birmy, który po dzień dzisiejszy zamieszkuje ponad 1000 mnichów.
Tym razem żadnych budowli. Celem jest rytuał karmienia mnicha.
Normalnie mnisi rano opuszczaja klasztory i wychodzą na ulice zbierać pożywienie od ludności. Ale co by się stało w miasteczku, jakby wyszło 1000 mnichów z miseczkami ???
Najpierw zwiedzamy kuchnię, gdzie wolontariat przygotowuje jedzenie w wielkich garach.
Przed 10-ą mnisi wychodzą z zabudowań i zaczynają się ustawiać wg wzrostu (chyba fala jak w wojsku). Przechodząc do stołówki po drodze otrzymują od kobiet żywność.
Jorguś
Hotele były super. Nie wiem, czy Chińczycy już zdążyli pobudować, czy to znacjonalizowane ośrodki po juncie wojskowej.
Jorguś
...o co chodzi z tymi "tablicami składkowymi" !???
na tej "czarnej" są,chyba, ofiarodawcy ale co jest na "niebieskiej"...
wysokośc ewentualnego "co łaska" ?!!! ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
ssstu-6 i tu mnie dopadłeś. Ja tych tablic nie zauważyłem ani na żywca ani na zdjęciu.
Dopiero teraz.
Sądząc po nazwiskach i kwotach w $ lub K pewnie dotyczy darczyńców, ale nie ośmielę się dalej wróżyć
Jorguś
Wjeżdżamy do miasta po nowym moście. Po lewej stronie widać stary bridge z czasów brytyjskich. I piękne widoki na wzgórze Sagaing.
Ale najpierw mnisi przy drodze zbierający jałmużnę i światynia - kopuła. To pagoda Kaunghmudaw z XV wieku.
Jorguś
Dalej wjeżdżamy na wzgórze Sagaing.
To wspaniały punkt widokowy na okolicę i stupy i pagody.
Jorguś
Hit dnia. Jedziemy na zachód słońca.
Jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w całej Birmie – U Bein Bridge (The Taung-Tha-Man Bridge) – najdłuższy na świecie most tekowy (1.2 km).
Budowa została rozpoczęta w 1849 roku. Drewno zostało pozyskane ze starego pałacu i z opuszczonych domów. Biorąc po uwagę wiatry i duże fale występujące na jeziorze architekci zaprojektowali most po delikatnym łuku, aby łatwiej znosił panujące tu trudne warunki pogodowe. Każdy z 1086 słupów został wbity na głębokość około 2 metrów w dno jeziora oraz został wyposażony w 2 podpory. Mamy 482 przęsła, 4 drewniane pawilony stworzone dla ochrony przed palącym słońcem oraz 9 miejsc, w których można w łatwy sposób podnieść grubą (złożoną z 9 warstw desek) podłogę, aby mogły tędy przepłynąć łodzie wojenne oraz Royal Barge Pyi Gyi Mon. Całość budowy została ukończona po 2 latach, czyli w 1851 roku (ze strony www.lkedzierski.com).
Ale jak na zachód słońca, jak jeszcze nie ma 15-ej???
Zbiorowy protest. Dla zabicia czasu jedziemy do świątyni chińskiej gdzieś w okolicy Mandalay.
I to już prawie koniec świątyń na naszej trasie. Prawie.
Teraz będą inne atrakcje.
Pozostaje U Bein Bridge, Heho, Inle Lake oraz bazary i Chinatown w Rangunie.
Jorguś
widoki ze wzgórza Sagaing f a n t a s y c z n e ! opowiedz jak wygląda zachód słońca o 15 .00
Bea
O 15-ej byliśmy w okolicach mostu i trzeba by czekać z 3 godziny na zachód słońca.
Dlatego pojechaliśmy do tej chińskiej pagody. Godzinka minęła.
Po ponownym przyjeżdzie nad rzekę każdy robił co chciał.
Oczywiście na początek spacer na drugą stronę, to tylko 1,2 km. Próbowałem zrobić ujęcia z drugiej strony, ale okolica jest mocno zabudowana. Nie chciałem wchodzić na teren jakiegoś gospodarstwa, czy raczej domostwa, bo to bardziej dzielnica willowa była.
Potem powrót na naszą strone i pora na browarek w jednej z licznych restauracji.
Z mostu widać połowy ryb, hodowców kaczek a nawet amatorów gry w karty. Taki klimat.
W końcu ktoś krzyknął "zachodzi" i trzeba było znowu się ruszyć by focić.
Uprzedzam, że nie czekaliśmy do zmierzchu i gdy słońce schowało się za horyzontem, a było jeszcze jasno, wróciliśmy do hotelu (ponad godzina jazdy + kolacja).
Chodziło tylko o zdjęcia mostu w takiej złocistej poświacie.
A teraz pokaz...
Jorguś