Antenko postaram sie dalej wszystko opisac juz w najblizszych dniach, bo mnie wciągneły ostatnio wiosenne porządki i słoneczko
A ja wiesz nie lubie tak na odpierdziel pisac, musze miec więcej czasu na zebranie konkretów. Lazurków to ja mam całe mnóstwo
Przed nami jeszcze wycieczka na czekoladow wzgórza, zip linie, rekiny wielorybie i skuterowe szalenstwa
Moherowy Berecik- Halinko witam cie kochana powrócona Miło mi, że sledzisz, może powróca jeszcze inne bliskie mi osoby, które tez wiem, że czytają - pozdrawiam je
Cena transportu: 350 peso/1 os. (miejsce w minivanie)
Dodatkowo płatne do wyboru co sie chce, albo wszystko jak leci za jedną osobę :
- Tarsier Sanctuary : 60 peso
- Butterfly Conservation Center : 40 peso
- Chocolate Hills : 50 peso
- Hanging bridge : 20 peso
- Loboc River (w tym lunch) : 450 peso
- Zip Line (Adwenture park) zalezy od opcji : 250-550 peso + dla chętnych zdjęcia z płytki 45 sztuk dodatkowo płatne jakies 200 peso
- Python Sanctuary : 30 peso
Bezpłatne:
- Man-Made Forest (przystanek w lesie)
- Baclayon Church (był w remoncie)
- Blood Compact Shrine (pomnik)
----
Wycieczkę rozpoczynamy o godzinie 9 rano, przed agencją czeka na nas minivan, z tego punktu startujemy jako pierwsi i jeszcze pare innych ludków więc zajmujemy odrazu super miejsca z przodu. Po drodze zabieramy z innych hoteli jeszcze parę ludzi i w sumie jest w środku około 10 osób. Minivan bardzo wygodny, klima chodzi, jest ok
Ruszamy w drogę Po drodze super widoczki, poletki ryzowe, miejscowe domki, jakieś wioski itd. siedzimy z przodu, a więc wszystko mamy jak na tacy
Pierwszy przystanek po godzinie drogi robimy w sanktuarium Tarsierów. Spodziewałam sie czegos wiekszego, a tu zastalismy dośc mały park gdzie znajdują się tylko 4 miśki ukryte na drzewach. Pani przewodniczka wskazuje gdzie sie pochowały, każdy cierpliwie czeka w kolejce by móc zrobić fotkę tym malutkim misiaczkom. Jest tez mini sklep z pamiątkami i skrzynka na datki . Tarsiery inaczej zwany wyrak to malutkie zwierzątko z wielkimi oczami, długim ogonem i jest wielkości ludzkiej pięści - to mnie też zaskoczyło
Na miejscu, można kupić pamiątki w ostaci misia wykonane ze sztucznego futerka. Jest tu wszystko, o czym tylko się pomyśli: breloczki do kluczy, zawieszki, torebki, torebeczki, etui na komórkę, inne etui, opaski na włosy, czapki i wiele, wiele innych. T-shirty z tarsierowym motywem itd. Przemysł kwitnie, a to wszystko dzieki 4 wyrakom.
Po około 30 minutach ruszamy dalej w strone motylarnii- nie mam fotek niestety, nie wiem jak to sie stało , hahaha, u Kasikrotoszyn w relacji wszystko ładnie pokazane jak ktoś chce luknąć!
Dalej jedziemy w strone czekoladowych cycków . po drodze takie widoczki:
Docieramy do celu- opłata przy wjeżdzie i oczywiście rózne sklepiki z żarciem piciem, jarmark, co kto chce na pamiątke może zakupić. Na punkt widokowy prowadzą schody, schody, schody, uffff....nie było słońca w tym dniu na nasze szczęście oraz nieszczęście zarazem bo fotki przy chmurnym niebie juz nie takie wyrażne. Mi to jednak odpowiadało bo w tym piekarniku bym chyba na zawał zeszła po wejściu po tych schodach.
Czekoladowe wzgórza to ponad 1700 regularnych, kopców o idealnych kształtach, nie porośniętych niczym innym jak tylko trawą. Nazwa jest dość zwodnicza: niestety na wzgórzach nie rośnie żaden kakaowiec, a tym bardziej nie można tam znaleźć czekolady. Tytuł swój zawdzięczają kolorowi trawy na kopcach jaki przybiera w porze suchej. Historia powstania wzgórz wiąże się z miejscową legendą, w której to w wyniku walki dwóch zwaśnionych ze sobą olbrzymów rzucało w siebie skałami. W innej legendzie olbrzym Arogo zakochał się w śmiertelniczce, dziewczynie o imieniu Aloya porywając ją do siebie. Ona odrzucała jego zaloty i w krótkim czasie zachorowała, po czym umarła. Zrozpaczony Arogo płakał za nią, a z kapiących łez utworzyły się wzgórza.
Spędzamy tutaj jakąś godzinkę i ruszamy dalej w strone HANGING BRIDGE- taka mała atrakcja dla turystów, przejście przez wiszący bambusowy mostek wiszący około 25 metrów nad poziomem rzeki , dośc stabilny,
Po przejściu przez mostek ruszamy w strone LOBOC RIVER- dobrze, że będzie obiadek bo juz kiszki marsza grają
Loboc to miejscowość z rzeką o tej samej nazwie. Kursują po niej łodzie, przerobione na restauracje, przyozdobione po filipińsku barki, ze stolikami , bufetem ala szwedzki stół i muzyką lokalną. Jest grajek, który śpiewa i jego band - fajny sie stworzył klimacik. Płacimy kasę i płyniemy w godzinny rejs w głąb dżungli, a tam na samym końcu w drodze powrotnej czekają na nas kobitki z malutkimi gitarkami i dynamicznymi tańcami z bambusem. Na całej godzinnej trasie, można jeść do woli: kurczaka adobo, krewetki, owoce morza, ryż, sałatki, ryby, wieprzowinę, owoce, deser. Bardzo nam sie podobała ta atrakcja
Dopływamy do tańczących babuszek- dla mnie była to mega atrakcja, babuszki przemiłe, pieknie grały i śpiewały swoją lokalną piosnkę: welcome to Loboc , ich taniec przyprawił mnie o zawrót głowy , zostałam oczywiście zaproszona do tańca razem z nimi , ale na sam widok tych bambusowych pali pomieszało mi sie w głowie, a więc grzecznie podziękowałam i podziwiałam z boku jak to sobie dzielnie inni turyści poradzili- ja pewnie nogi bym odrazu miała pokaleczone
Po tym wspaniałym rejsiku ruszamy w stronę NAJWIĘKSZEJ ATRAKCJI czyli "ZIP LINE " w Bohol Adventure Park
Oj co to była za przygoda- emocje sięgły zenitu na maxa!!!!! Decyzje o zjeździe podjeliśmy w ekspresowym tempie, całą wycieczkę tylko na to czekaliśmy i jak sie okazało z naszej grupy wycieczkowej tylko my zdecydowalismy sie na tą przygodę, a więc reszta uczestników musiała na nas poczekać, hahahaha- co za cykory
Dla chętnych info: jest kilka opcji do wyboru
- zjazd oraz powrót tylko na zip line : 350 peso
- zjazd na zip line, powrót na cable car czyli wagonikiem( tą opcje wybraliśmy, żeby porobic spokojnie fotki z góry i rozkoszować się widokiem) : 350 peso
- cable car w obie strony : 250 peso
- wszystko razem dwa razy, czyli zipline oraz cable car: 550 peso
Liny są umieszczone około 160 metrów nad przepaścią
Widoczek z tarasu widokowego na trase równie powalający !!!!! Za mna w tle widac liny od zip line
A tu widok na wagonik
Trasa zjadu:
Jak weszliśmy na samą górkę i staliśmy w kolejce to juz 4 razy sie wycofywałam , w gaciach miałam tyle strachu, a serce mi waliło 100 na godzinę. Wszystko starannie obejrzałam jak mocują ludzi do lin, jakie są zabezpieczenia, kaski, kombinezony itd ... gdy nadeszła kolej na nas nie było juz odwrotu
Kochani powiem tak: nigdy w życiu nie najadłam sie takiego starchu, nigdy mi serce nie stanęło tak nagle jak w momencie gdy gościu puscił mnie do przodu: UMARŁAM NA KILKA CHWIL, a potem narodziłam sie na nowo, gdy moim oczom ukazała się ta olbrzymia przepaść pode mną, rozłozyłam ręcę i poczułam sie jakbym była najprawdziwszym ptakiem- ale serce waliło mi jak oszalałe do samego końca zjazdu!!!! Prędkośc niesamowita, wkoło mega, ale to mega widoki
Było to najlepsze i najbardziej ekscytujące doswiadczenie jakie przezyłam- nawet rekin wielorybi nie zrobił na mnie takiego wrażenia , hahahahaha
pod nami takie widoki:
A tutaj juz z wagoniku w drodze powrotnej
Po tej ekscytują ej przygodzie odebralismy fotki i po wypaleniu kilku fajek ruszylismy dalej w trasę ludzie pytali nas jak było? BYŁO ZAJEBIŚCIE!!! Nie wiem jak mozna tego nie zaliczyć to największa atrakcja jak tam nas spotkała i napewno bysmy ja ponownie zaliczyli !!!
Aga, dopiero przypomniało mi się hasło do zalogowania, ale czytałam super relacja
Agusia- masz jeszcze trochę tych ślicznych lazurków? I co było dalej?
Antenko postaram sie dalej wszystko opisac juz w najblizszych dniach, bo mnie wciągneły ostatnio wiosenne porządki i słoneczko
A ja wiesz nie lubie tak na odpierdziel pisac, musze miec więcej czasu na zebranie konkretów. Lazurków to ja mam całe mnóstwo
Przed nami jeszcze wycieczka na czekoladow wzgórza, zip linie, rekiny wielorybie i skuterowe szalenstwa
Moherowy Berecik- Halinko witam cie kochana powrócona Miło mi, że sledzisz, może powróca jeszcze inne bliskie mi osoby, które tez wiem, że czytają - pozdrawiam je
życie to nieustająca podróż
Lazurki, lazurki, poproszę lazurki
Aguś, ja też tu czekam, bo pięknie jest
Agusia,ja też czekam grzecznie na cdn
Aga,dawaj z tym koksem, bo do jesieni wszystko zapomnisz
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Agus...duzo Ci jeszcze tych wiosennych pożądków zostało bo tu czekamy na ciąg dalszy Kochana
DZIEŃ CZWARTY - WYCIECZKA NA " CHOCOLATE HILLS TOUR"
Wycieczka zakupiona w agencji odrazu przy naszym hotelu- cena wyjściowa najniższa-program ten sam- ponieważ dalej od plazy
Tu link do stronki oficjalnej- oni wszystko obsługują jako potentaci w agencjach : http://www.seashinetravelandtours.com/
Cena transportu: 350 peso/1 os. (miejsce w minivanie)
Dodatkowo płatne do wyboru co sie chce, albo wszystko jak leci za jedną osobę :
- Tarsier Sanctuary : 60 peso
- Butterfly Conservation Center : 40 peso
- Chocolate Hills : 50 peso
- Hanging bridge : 20 peso
- Loboc River (w tym lunch) : 450 peso
- Zip Line (Adwenture park) zalezy od opcji : 250-550 peso + dla chętnych zdjęcia z płytki 45 sztuk dodatkowo płatne jakies 200 peso
- Python Sanctuary : 30 peso
Bezpłatne:
- Man-Made Forest (przystanek w lesie)
- Baclayon Church (był w remoncie)
- Blood Compact Shrine (pomnik)
----
Wycieczkę rozpoczynamy o godzinie 9 rano, przed agencją czeka na nas minivan, z tego punktu startujemy jako pierwsi i jeszcze pare innych ludków więc zajmujemy odrazu super miejsca z przodu. Po drodze zabieramy z innych hoteli jeszcze parę ludzi i w sumie jest w środku około 10 osób. Minivan bardzo wygodny, klima chodzi, jest ok
Ruszamy w drogę Po drodze super widoczki, poletki ryzowe, miejscowe domki, jakieś wioski itd. siedzimy z przodu, a więc wszystko mamy jak na tacy
Pierwszy przystanek po godzinie drogi robimy w sanktuarium Tarsierów. Spodziewałam sie czegos wiekszego, a tu zastalismy dośc mały park gdzie znajdują się tylko 4 miśki ukryte na drzewach. Pani przewodniczka wskazuje gdzie sie pochowały, każdy cierpliwie czeka w kolejce by móc zrobić fotkę tym malutkim misiaczkom. Jest tez mini sklep z pamiątkami i skrzynka na datki . Tarsiery inaczej zwany wyrak to malutkie zwierzątko z wielkimi oczami, długim ogonem i jest wielkości ludzkiej pięści - to mnie też zaskoczyło
Na miejscu, można kupić pamiątki w ostaci misia wykonane ze sztucznego futerka. Jest tu wszystko, o czym tylko się pomyśli: breloczki do kluczy, zawieszki, torebki, torebeczki, etui na komórkę, inne etui, opaski na włosy, czapki i wiele, wiele innych. T-shirty z tarsierowym motywem itd. Przemysł kwitnie, a to wszystko dzieki 4 wyrakom.
Po około 30 minutach ruszamy dalej w strone motylarnii- nie mam fotek niestety, nie wiem jak to sie stało , hahaha, u Kasikrotoszyn w relacji wszystko ładnie pokazane jak ktoś chce luknąć!
Dalej jedziemy w strone czekoladowych cycków . po drodze takie widoczki:
Docieramy do celu- opłata przy wjeżdzie i oczywiście rózne sklepiki z żarciem piciem, jarmark, co kto chce na pamiątke może zakupić. Na punkt widokowy prowadzą schody, schody, schody, uffff....nie było słońca w tym dniu na nasze szczęście oraz nieszczęście zarazem bo fotki przy chmurnym niebie juz nie takie wyrażne. Mi to jednak odpowiadało bo w tym piekarniku bym chyba na zawał zeszła po wejściu po tych schodach.
Czekoladowe wzgórza to ponad 1700 regularnych, kopców o idealnych kształtach, nie porośniętych niczym innym jak tylko trawą. Nazwa jest dość zwodnicza: niestety na wzgórzach nie rośnie żaden kakaowiec, a tym bardziej nie można tam znaleźć czekolady. Tytuł swój zawdzięczają kolorowi trawy na kopcach jaki przybiera w porze suchej. Historia powstania wzgórz wiąże się z miejscową legendą, w której to w wyniku walki dwóch zwaśnionych ze sobą olbrzymów rzucało w siebie skałami. W innej legendzie olbrzym Arogo zakochał się w śmiertelniczce, dziewczynie o imieniu Aloya porywając ją do siebie. Ona odrzucała jego zaloty i w krótkim czasie zachorowała, po czym umarła. Zrozpaczony Arogo płakał za nią, a z kapiących łez utworzyły się wzgórza.
Spędzamy tutaj jakąś godzinkę i ruszamy dalej w strone HANGING BRIDGE- taka mała atrakcja dla turystów, przejście przez wiszący bambusowy mostek wiszący około 25 metrów nad poziomem rzeki , dośc stabilny,
Po przejściu przez mostek ruszamy w strone LOBOC RIVER- dobrze, że będzie obiadek bo juz kiszki marsza grają
Loboc to miejscowość z rzeką o tej samej nazwie. Kursują po niej łodzie, przerobione na restauracje, przyozdobione po filipińsku barki, ze stolikami , bufetem ala szwedzki stół i muzyką lokalną. Jest grajek, który śpiewa i jego band - fajny sie stworzył klimacik. Płacimy kasę i płyniemy w godzinny rejs w głąb dżungli, a tam na samym końcu w drodze powrotnej czekają na nas kobitki z malutkimi gitarkami i dynamicznymi tańcami z bambusem. Na całej godzinnej trasie, można jeść do woli: kurczaka adobo, krewetki, owoce morza, ryż, sałatki, ryby, wieprzowinę, owoce, deser. Bardzo nam sie podobała ta atrakcja
Dopływamy do tańczących babuszek- dla mnie była to mega atrakcja, babuszki przemiłe, pieknie grały i śpiewały swoją lokalną piosnkę: welcome to Loboc , ich taniec przyprawił mnie o zawrót głowy , zostałam oczywiście zaproszona do tańca razem z nimi , ale na sam widok tych bambusowych pali pomieszało mi sie w głowie, a więc grzecznie podziękowałam i podziwiałam z boku jak to sobie dzielnie inni turyści poradzili- ja pewnie nogi bym odrazu miała pokaleczone
życie to nieustająca podróż
Po tym wspaniałym rejsiku ruszamy w stronę NAJWIĘKSZEJ ATRAKCJI czyli "ZIP LINE " w Bohol Adventure Park
Oj co to była za przygoda- emocje sięgły zenitu na maxa!!!!! Decyzje o zjeździe podjeliśmy w ekspresowym tempie, całą wycieczkę tylko na to czekaliśmy i jak sie okazało z naszej grupy wycieczkowej tylko my zdecydowalismy sie na tą przygodę, a więc reszta uczestników musiała na nas poczekać, hahahaha- co za cykory
Dla chętnych info: jest kilka opcji do wyboru
- zjazd oraz powrót tylko na zip line : 350 peso
- zjazd na zip line, powrót na cable car czyli wagonikiem( tą opcje wybraliśmy, żeby porobic spokojnie fotki z góry i rozkoszować się widokiem) : 350 peso
- cable car w obie strony : 250 peso
- wszystko razem dwa razy, czyli zipline oraz cable car: 550 peso
Liny są umieszczone około 160 metrów nad przepaścią
Widoczek z tarasu widokowego na trase równie powalający !!!!! Za mna w tle widac liny od zip line
A tu widok na wagonik
Trasa zjadu:
Jak weszliśmy na samą górkę i staliśmy w kolejce to juz 4 razy sie wycofywałam , w gaciach miałam tyle strachu, a serce mi waliło 100 na godzinę. Wszystko starannie obejrzałam jak mocują ludzi do lin, jakie są zabezpieczenia, kaski, kombinezony itd ... gdy nadeszła kolej na nas nie było juz odwrotu
Kochani powiem tak: nigdy w życiu nie najadłam sie takiego starchu, nigdy mi serce nie stanęło tak nagle jak w momencie gdy gościu puscił mnie do przodu: UMARŁAM NA KILKA CHWIL, a potem narodziłam sie na nowo, gdy moim oczom ukazała się ta olbrzymia przepaść pode mną, rozłozyłam ręcę i poczułam sie jakbym była najprawdziwszym ptakiem- ale serce waliło mi jak oszalałe do samego końca zjazdu!!!! Prędkośc niesamowita, wkoło mega, ale to mega widoki
Było to najlepsze i najbardziej ekscytujące doswiadczenie jakie przezyłam- nawet rekin wielorybi nie zrobił na mnie takiego wrażenia , hahahahaha
pod nami takie widoki:
A tutaj juz z wagoniku w drodze powrotnej
Po tej ekscytują ej przygodzie odebralismy fotki i po wypaleniu kilku fajek ruszylismy dalej w trasę ludzie pytali nas jak było? BYŁO ZAJEBIŚCIE!!! Nie wiem jak mozna tego nie zaliczyć to największa atrakcja jak tam nas spotkała i napewno bysmy ja ponownie zaliczyli !!!
życie to nieustająca podróż