Wieczorem, po powrocie z wycieczki postanawiamy wybrać się do miejscowości Patong. Podobno miejscowość z piękną plażą. Trzeba zobaczyć. Łapiemy tuk tuka i w drogę. Poniżej fotograficzne wrazenia.
Następnego dnia przenosimy się do hotelu rejonie Khao Lak. Przyjeżdżają po nas dwa busy. Mimo, że razem z bagażami zmieścilibyśmy się do jednego, podróżujemy dwoma (po 4 osoby).
Podróż trwa około 2 godziny z krótka przerwą na toaletę.
Na parkingu takie miłe ptaszki.
Przywitalny drink w hotelu Palm Galeria resort.
Dostajemy klucze i idziemy pooglądać pokoje. Pierwsze wrażenie pozytywne. Hotel na uboczu , cisza, spokój. Ma swój klimacik.
Khao Lak, bardzo dobrze wspominam, hotel wygląda OK , ale chyba daleko od tzw "miasta" , mieliście miejskie atrakcje w zasięgu spaceru, czy trzeba było dojeżdżać ??
Hotel bardzo na uboczu. Jedzono tylko restauracyjkach, których skupisko Kolo plaży. Brak było ulicznego jedzenia. Ale ubocze też mialo swoje zalety.
Po lekkim rozpakowaniu postanawiamy udać się na plaże. Kierujemy się za strzałką. Brzeg plaży okazuje się być bardzo blisko, prawie za płotem. Idąc , zaraz za płotem hotelu jest sklepik, potem po prawej zespół kilku restauracyjek (gdzie codziennie będziemy chodzić na kolacje zmieniając tylko lokale), i zaraz plaża.
Plaża dzika niesprzatana. Można znaleźć wyrzucone przez morze elementy garderoby od czapki po spodenki, z butami gorzej bo raczej nie do pary, he he.
Idziemy w lewo bo po prawo jakieś nie fajne skałki. Akurat duży odpływ i woda daleko od drzewek, pod którymi można by załapać trochę cienia. Dochodzimy do ujścia rzeczki. W oddali widać całkiem fajne hoteliki. Po chwili dołączają do nas dwie pary. Spędzamy razem popołudnie (pozostała dwójka jak się okazało poszła w prawo w stronę skałek.
Następnego dnia spotykamy się w restauracji na śniadaniu. Niby się nie umawiamy, ale każdy przychodzi o podobnej porze. Od pokoju mamy dosłownie kilka kroków.
Di D wyczytali na necie że w pobliżu jest fajna plaża Sand white beach – trzeba dojść lub dojechać . Wydaje się że nie jest to daleko. Po naradzie wynajmujemy tuk tuka i postanawiamy zobaczyć gdzie to jest. Jedziemy w szóstkę, bo dziewczyny chyba zaraz po śniadaniu pognały same na pobliską plażę (potem żałowały). Jak za kasę to kierowca wywozi nas dość daleko w miejsca dość cywilizowane z leżakami i spora ilością ludzi.
Miejsce fajne. Postanawiamy się trochę przejść. Zobaczyć co jest dalej ( w przeciwna stronę niż „do domu” czyli w prawo.
W drodze powrotnej odpływ pokazujący inny krajobraz.
I jeszcze pobyt na plaży.
Na koniec płyniemy na jeszcze jedna wysepkę.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Wieczorem, po powrocie z wycieczki postanawiamy wybrać się do miejscowości Patong. Podobno miejscowość z piękną plażą. Trzeba zobaczyć. Łapiemy tuk tuka i w drogę. Poniżej fotograficzne wrazenia.
Najpierw na nalesniczki.
I słynna plaża.
Na koniec jeszcze jedzono na ulicy.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Asia, pyszne żarło pokazujesz Gdybym nie był po włoskiej knajpie to już by mi ślina po brodzie kapała
Tajskie jedzonko bardzo nam przypasowalo.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Następnego dnia przenosimy się do hotelu rejonie Khao Lak. Przyjeżdżają po nas dwa busy. Mimo, że razem z bagażami zmieścilibyśmy się do jednego, podróżujemy dwoma (po 4 osoby).
Podróż trwa około 2 godziny z krótka przerwą na toaletę.
Na parkingu takie miłe ptaszki.
Przywitalny drink w hotelu Palm Galeria resort.
Dostajemy klucze i idziemy pooglądać pokoje. Pierwsze wrażenie pozytywne. Hotel na uboczu , cisza, spokój. Ma swój klimacik.
Widok z tarasiku (my mamy pokój na parterze).
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Hotel calkiem ok
No trip no life
Khao Lak, bardzo dobrze wspominam, hotel wygląda OK , ale chyba daleko od tzw "miasta" , mieliście miejskie atrakcje w zasięgu spaceru, czy trzeba było dojeżdżać ??
Hotel bardzo na uboczu. Jedzono tylko restauracyjkach, których skupisko Kolo plaży. Brak było ulicznego jedzenia. Ale ubocze też mialo swoje zalety.
Po lekkim rozpakowaniu postanawiamy udać się na plaże. Kierujemy się za strzałką. Brzeg plaży okazuje się być bardzo blisko, prawie za płotem. Idąc , zaraz za płotem hotelu jest sklepik, potem po prawej zespół kilku restauracyjek (gdzie codziennie będziemy chodzić na kolacje zmieniając tylko lokale), i zaraz plaża.
Plaża dzika niesprzatana. Można znaleźć wyrzucone przez morze elementy garderoby od czapki po spodenki, z butami gorzej bo raczej nie do pary, he he.
Idziemy w lewo bo po prawo jakieś nie fajne skałki. Akurat duży odpływ i woda daleko od drzewek, pod którymi można by załapać trochę cienia. Dochodzimy do ujścia rzeczki. W oddali widać całkiem fajne hoteliki. Po chwili dołączają do nas dwie pary. Spędzamy razem popołudnie (pozostała dwójka jak się okazało poszła w prawo w stronę skałek.
Dzień kończymy wspólną kolacją.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Następnego dnia spotykamy się w restauracji na śniadaniu. Niby się nie umawiamy, ale każdy przychodzi o podobnej porze. Od pokoju mamy dosłownie kilka kroków.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Di D wyczytali na necie że w pobliżu jest fajna plaża Sand white beach – trzeba dojść lub dojechać . Wydaje się że nie jest to daleko. Po naradzie wynajmujemy tuk tuka i postanawiamy zobaczyć gdzie to jest. Jedziemy w szóstkę, bo dziewczyny chyba zaraz po śniadaniu pognały same na pobliską plażę (potem żałowały). Jak za kasę to kierowca wywozi nas dość daleko w miejsca dość cywilizowane z leżakami i spora ilością ludzi.
Miejsce fajne. Postanawiamy się trochę przejść. Zobaczyć co jest dalej ( w przeciwna stronę niż „do domu” czyli w prawo.
W drodze powrotnej odpływ pokazujący inny krajobraz.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!