--------------------

____________________

 

 

 



Południowa Kalifornia - dlaczego warto tam jechać?

140 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Tyle się rozpisałam, a jeszcze nie zaczęłam zwiedzania.....

Wstęp do ZOO nie jest tani, bilet kosztuje 46 $.

Na początku jest - opłacona w cenie biletu - przejażdżka piętrowym autobusem z przewodnikiem, która trwa około 40 minut.

Potem zwiedza się samemu. W cenie biletu jest także około 10 minutowa przejażdżka kolejką gondolową tzw Skysafari, gdzie z lotu ptaka można obejrzeć ogromny teren ogrodu.

 Nawet widac te wielkie woliery

Bożeszzz, czego tu nie ma???? Prawdziwy miłośnik zwierząt może dostać oczopląsu. Ale nie tylko fani zwierzaków będą tu przeszczęśliwi, także ci wszyscy, którzy lubią egzotyczną roślinność.

 Pierwszy raz w życiu widziałam pawia w locie na drzewo!!!!!

To taki ogród zoologiczno – botaniczny w jednym....

Łaziłam po terenie cały dzień i nawet nie czułam zmęczenia ani głodu. A trzeba było wyjść z tego raju przed zachodem słońca.....

Ja , choć uwielbiam zwierzęta, niechętnie zwiedzam ogrody zoologiczne, po prostu nie mogę patrzeć na zwierzaki trzymane w niewoli. To ZOO jest jednak zupełnie inne. Tutaj widać, że robi się wszystko, by zapewnić jak najlepsze życie swym podopiecznym. Że to zwierzęta są priorytetem, a nie zbijanie kasy na nich!

Jeszcze jeden taki przykład: wiadomo, że zasadniczym pokarmem słoni czy żyraf są liście i gałązki drzew, po które w naturze muszą siegać nieraz wysoko. Tu nikt nie rzuca tym zwierzętom pokarmu na ziemię, czy do koryt. Tutaj wybudowano na ich wybiegach specjalne wysokie konstrukcje, gdzie w czasie karmienia wsadza się gałęzie, czy kładzie inne pożywienie, by zwierzęta sięgały po nie do góry i stamtąd je zjadały, a nie musiały się schylać.

Moje fotki niestety słabo pokazują same zwierzęta, jestem nieprofesjonalnym fotografikiem, nie umiem robić zbliżeń. Tygrys uciekł byle dalej od zwiedzających, tu na szczęście zwierzaki mając sporo miejsca do dyspozycji, nierzadko zaszywają się gdzieś z dala od ludzi.

Ale myślę, że i na tych fotkach można zobaczyć pozytywy tego ogrodu zoologicznego . A o to mi właśnie chodzi...

 

 I tym majtkowo - różowym drzewkiem żegnam to magiczne ZOO....

Mariola

Makono
Obrazek użytkownika Makono
Offline
Ostatnio: 3 lata 7 miesięcy temu
Rejestracja: 11 gru 2013

Piękne ZOO Smile

Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/

Zajac1
Obrazek użytkownika Zajac1
Offline
Ostatnio: 3 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Apisku, przeczytałam i cóż, muszę powiedzieć jedno:  wszystko merytorycznie, pięknie opisane i okraszone wspaniałymi zdjęciami.

Już się nie mogę doczekać dalszych opisów.

Miejsce hodowli Pandy w Chinach, o którym wspominasz to Instytut Naukowy Hodowli Pandy Wielkiej (Chengdu Research Base of Giant Panda Breeding), www.panda.org.cn. Oczywiście hodowana jest tam również panda czerwona.

http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Makono, Zajączku - dzięki.

Coś mi się kojarzy, że to szokujące zdjęcie pandy to właśnie w waszej relacji widziałam....

Jestem samokrytyczna i wiem, że moim fotkom do waszych to dużo brakuje, ale są, jakie są....

Chwila odpoczynku, bo chciałam całość z ZOO związaną zakończyć.

Mariola

Plumeria
Obrazek użytkownika Plumeria
Offline
Ostatnio: 2 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

I tak powinno wyglądać zoo !!!!!!  Co za warunki....coś wspaniałego ! Fajnie to wszystko zorganizowane. Też kochamy zwierzaczki , ale do takiego zoo z chęcią bym poszła.

A "majtkowe"drzewko, też cudne Biggrin  Ja Apisku zwożę skąd się da różne roślinki, teraz walczy o przetrwanie piękne pnącze z Hiszpanii....

Co do zdjęć- Twoje zdjęcia nie przekłamują, ja patrząc na nie , widzę obraz taki, jaki tam jest naprawdę....

Jak byliśmy teraz na Malediwach, kręciłam krótkie filmiki komórką i powiem Ci Apisku, że jednak, jak dla mnie , o wiele lepiej oddają atmosferę danego miejsca, jeżeli chodzi o przyrodę (śpiew ptaków, szum morza itp.)

 

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Plumeria, Zoo wspaniałe rzeczywiście.

Wiem, ze nie pisujesz relacji na forum, ale jestem ciekawa tych malediwów. Czy zdecydowałas sie w końcu na Kuramathi? W razie co, to pisz na priv.

A z tymi roślinkami – to jednak klimat w znacznym stopniu limituje chyba twoje zamiłowania?????

Jak wróciłam do hotelu to już mi się nie chciało nigdzie wychodzić na kolację. Poszliśmy do naszej hotelowej restauracji Trellises na steki, trzeba w końcu zjeść coś amerykańskiego, a nie ciągle mexicana...

Okazuje się, że właśnie przed chwilą przyjechał męża znajomy z San Francisco i to w dodatku z żoną, którą znam i to w dodatku samochodem.

No to jutro chłopy na konferencję, a my – na jakieś zwiedzanko....

Nastęnego dnia od rana super pogoda, bo wczoraj było trochę chmurek.Zjadamy śniadanie razem z Laurą - tak ma na imię ta znajoma. Aż się boję, że mi zaraz zaproponuje jakiś shopping, ale na szczęście mówi żebym włożyła wygodne buty, bo będziemy dużo wędrować. Już się cieszę, ale na moje pytanie dokąd pojedziemy, odpowiada, że to niespodzianka....

No dobra, to już jedźmy!

Idziemy na parking, a tam czeka czerwony mustang. Jakoś mi ta babeczka nigdy by się nie skojarzyła z taaakim autkiem.... Ale fajnie, jeszcze nigdy czymś takim nie jechałam, kolejne doświadczenie życiowe.

Wjeżdżamy na sześciopasmową autostradę biegnącą na północ w kierunku Los Angeles.

O Jezu, tylko nie to, chyba nie chce mi pokazać Hollywoodu. Ale siedzę cicho, o nic nie pytam, jak niespodzianka to niespodzianka.

Rozmawiamy na jakieś duperelne tematy, ale najwięcej opowiada mi o planowanej wkrótce operacji plastycznej brzucha. Nawet szarpie swoje sadełko pod kierownicą, prowadząc szybko mknące autko jedną ręką, żeby mi pokazać ile ma tego za duuuuużo.....

Na szczęście po kilkunastu milach zjeżdża z tej autostrady w lewo, a zatem w stronę oceanu. Jakieś rozjazdy, światła, znów droga szybkiego ruchu. Ale pomiędzy wzgórzami miga mi coraz częściej błękitny Pacyfik.

Mijamy jakieś miejscowości i spadamy do oceanu, już jesteśmy przy plaży....

Laura płaci 10 $ za wjazd do rezerwatu Torrey Pines. Oczywiście naczytałam się o tym rezerwacie i tak bym tu jakoś dotarła, ale zawsze to autem wygodniej...

Gramoląc się z auta z radości ściskam ją z całej siły.

Szlaban podnosi się i teraz z kolei pniemy się serpentynami w górę na parking. Widać, że Laura była tu nie raz, bo jest dobrze zorientowana jak się poruszać po rezerwacie.

Jest tu kilka szlaków, ale podobno Plażowy jest i bardzo malowniczy i prowadzi w końcowym odcinku stromo w dół na plażę.

Bierzemy z auta po butelce wody, bo tu ponoć nie ma żadnego kiosku ani sklepiku. Trzeba więc mieć własne napitki, a jeść na szlaku w ogóle nie można.

Torrey pines to endemiczna sosna rosnąca tylko w tym rejonie wybrzeża i jeszcze na pobliskiej wyspie Katalina. Sosna jak sosna, żadna rewelacja, dla laika tym się różni od naszej, że ma nie dwie, a pięć igieł. Coś jak nasza limba.

Początkowo szlak prowadzi w rzadkim sosnowym lasku, piaszczysta dróżka wije się w dół.

Co chwilę widać znaki ostrzegajace przed grzechotnikami. W rejonie San Diego z jadowitych węży żyją tylko grzechotniki, ale za to są tu ich cztery gatunki.

Trzy żyją w suchym, pustynnym środowisku, a jeden na terenach wilgotnych, podmokłych, których tu niewiele.

Nie należy schodzić ze szlaku, ale podobno węże są bardzo czułe na drgania ziemi wywołane krokami człowieka i same schodzą mu z drogi.

A czort tam go wie, może jakiś przygłuchy nam sie trafi i na wszelki wypadek przytupujemy idąc....żeby taki wylegujący się w słońcu na ścieżce zdążył nam zejść z drogi. Podobno ukąszenie jest bardzo bolesne, szybko trzeba trafić do szpitala, a sama kuracja i leczenie są bardzo kosztowne i tylko dobre ubezpieczenie pokrywa te koszty.

Sosen coraz mniej, za to coraz więcej ostrych krzaczorów różnych gatunków, coś jak nasza makia śródziemnomorska.

Pojawiają się też juki i kaktusy oraz pojedyncze kwiaty. Tak naprawdę to się spodziewałam, że na wiosnę to tych kwiatków będzie tu więcej. No, ale trudno, pewnie zima była zbyt sucha, a widoki rekompensują ten brak z nadwyżką.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Tak sobie wędrujemy ogladając poszczególne roślinki i kamienie – dobrze, że obie jesteśmy fankami przyrody. Najbardziej nie lubię jak mnie ktoś w takich okolicznościach popędza...

W końcu ukazuje sie nam w dali niesamowity widok pionowego zbocza piaskowca regularnie wyżłobionego , w tysiace, a może miliony drobnych żlebików znajdujących się obok siebie.

W pobliżu są też inne ciekawie ukształtowane klify, ale już nie tak fantastyczne jak ten pierwszy. Po drodze rośnie wiele kulistych kaktusów z licznymi pąkami kwiatowymi. Wychodzą one z piasku, tak jak u nas grzyby.

Wspinamy się na skałę wiszącą nad oceanem, z której rozciąga się wspaniały widok na błękitny Pacyfik z długimi spienionymi falami....

Wąskimi schodkami częściowo wykutymi w skale schodzimy na plażę.

Laura pokazuje mi kilkaset metrów dalej ogromne osuwisko leżące u stóp klifu. To obsunęła się skalna ściana kilka lat temu, podobno huk był niesamowity. Nic dziwnego, że co kawałek napotykałyśmy tablice z ostrzeżeniami, by nie zbliżać się do pionowych ścian klifów, bo to grozi ich zawaleniem.

Siadamy chwilę na plaży wsłuchując się w szum oceanu. Niestety długo ta sielanka nie trwa. Musimy wrócić tą samą drogą na parking. Że też ci mądrzy Amerykanie nie wymyślili jeszcze samochodu zdalnie sterowanego, który by sobie zjechał sam na dolny parking, a my byśmy do niego doszły plażą.

No, ale niestety, realia są inne.

Wdrapujemy się mozolnie po wąskich schodkach. Może i dla nóg łatwiej wchodzić pod górę, ale serducho wali jak oszalałe. A przed nami jeszcze 4 kilometrowy marsz.

Mariola

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 14 godzin 44 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku,alez tu  u ciebie  tempo Smile ledwo nadążam he he. Zjecia super a te z klifami wspaniale Good fantastyczne widoczki

No trip no life

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Nelcia, dzięki.

Po wejściu z powrotem na klif rzucamy ostatnie spojrzenia na Pacyfik....

Wyjeżdżamy z rezerwatu i jedziemy kilkanaście kilometrów do miejscowości La Jolla żeby coś przekąsić. Trudno tu zaparkować, wzdłuż krawężników zakręciastych ulic biegnie czerwona linia oznaczająca zakaz parkowania. Wreszcie udaje się gdzieś wcisnąć, choć do centrum jest spory kawałek. Za to w pobliżu jest fajna knajpka tuż przy plaży.

Zapraszam Laurę na lanczyk. Siadamy z sałatkami i sokiem na tarasie, gdzie dociera oceaniczna bryza. Należy nam się trochę wytchnienia przed zwiedzaniem słynnego kurortu La Jolla.

Próbujemy podjechać do centrum.

O zaparkowaniu w pobliżu oceanu nie ma co marzyć. Krążymy, krążymy, już dawno znalazłybyśmy coś w bocznych uliczkach, ale Laura się uparła....W końcu zrezygnowana odbija w bok i po kilkudziesięciu metrach znajdujemy miejsce. Wprawdzie można tu parkować tylko dwie godziny, ale najważniejsze, że autko stoi.

Mariola

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 7 miesięcy 1 dzień temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

 La Jolla to bardzo ekskluzywna miejscowość. Mieszkają tu bogaci ludzie w pięknych rezydencjach. Miasteczko położone jest za wzgórzach porośniętych lasem opadających do Pacyfiku. Przechodzimy przez aleję Girard z licznymi butikami, galeriami sztuki, wytwornymi restauracjami i gabinetami upiększeń chyba każdej części ciała, a nawet fryzjerniami i manikierniami dla piesków. Zerkam kątem oka na wystawy z super kreacjami, ale cen brak. Może to i lepiej, jeszcze bym dostała zawału....

Mijamy przepiękny hotel Valencia i stromą ulicą dochodzimy do oceanu, a właściwie klifu nad nim wiszącego. Przechodzimy przez park i już jesteśmy w pobliżu La Jolla Cove, czyli niedużej plaży wciśniętej w zatoczkę ze sporą skalną grotą.

Na plaży sporo osób, trochę kąpiących się. W tym miejscu zaczyna się Underwater Park, który przyciąga nurków i snurków ze względu na piękne widoki podwodne.

 Są jakieś ciekawe formacje skalne, groty, sporo kolorowych ryb. I rzczywiście w wodzie widać kilka osób w pianknach z akwelungami. 

Nieco dalej na skałach wylegują się lwy morskie. Teraz akurat przychodzą na świat młode. Mamuśki bezustannie śledzą swoje pociechy, karmią, niezgrabnie przemieszczają się za nimi, gdy stwierdzą, że zbyt zbliżyły się do krawędzi skałki. Za to tatusiowe w pełnym relaksie. Swoje zrobili, to teraz mogą odpocząć... Drzemią ułożeni na wznak i olewają rodzinne obowiązki. 

Lwy morskie wydają charakterystyczne dźwięki, takie niby porykiwania. Od czasu do czasu niektóre ześlizgują się ze skał do oceanu, by sobie trochę popływać i połapać rybki. Inne próbują z mozołem wdrapać się na skałki, ale ogromne fale uderzające o skały spłukują je z powrotem do wody. Najbardziej boję się o te maluchy, przecież taka potężna fala jak nimi walnie o skały, to może je zabić. Mogłabym się im tak przyglądać godzinami...

Niektóre przybierają pozycję jak prawdziwe modelki z głową zadartą do góry i wypiętą piersią.

Obok na skałach siedzą sobie pelikany i kormorany, widać też kępy kolorowo kwitnących kwiatów, a wśród nich uwijają się wiewióry. 

A w dole błękitny ocean rozbielony potężnymi grzywami fal.

 

Trzeba iść dalej, mijamy nieduże pensjonaty, prywatne wille i dochodzimy do eleganckiego domu, w którym mieszkają starsi ludzie. Z premedytacją nie nazywam go domem starców, bo jakoś mi ta nazwa nie pasuje do tej rezydencji, a nazywa się ona "Casa de Manana", czyli "Dom na jutro".... Każdy lokator ma swój apartament z małym ogródkiem z widokiem na Pacyfik. Jeżdżą na wózkach elektrycznych, przy każdej starszej osobie idzie na wszelki wypadek opiekunka. Laura mówi, że miesięczny pobyt tutaj kosztuje parę tysięcy dolarów.

 

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap